MAD DOG'S PACT ma za sobą rozczarowującą fazę zasadniczą ESL Mistrzostw Polski i w pewnym momencie nie mógł być nawet pewny utrzymania. Ostatecznie jednak podopieczni Vincenta "VinSa" Jozefiaka nie tylko pozostali w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale nawet awansowali na lanowe finały w Katowicach! Z czego wynikały kolejne porażki? Jak drużyna wyszła z kryzysu? I dlaczego gracze byli pewni, że mimo wszystko dostaną się na zawody finałowe? O tym na dzień przed półfinałem ESL MP z HONORIS porozmawialiśmy z Jackiem "MINISEM" Jeziakiem.
Maciej Petryszyn: Zacznijmy od fazy zasadniczej, która w waszym wykonaniu była rozczarowująca, bo mieliście sporo problemów. Aż dwanaście porażek – wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Jacek "MINISE" Jeziak: Sami byliśmy w szoku, że idzie nam aż tak źle. Przed rozpoczęciem fazy zasadniczej zbudowaliśmy nowy, odświeżony skład, wrócił Sobol itd. I na PCW wyglądało to naprawdę bardzo dobrze. Wydaje mi się jednak, że po pierwszych przegranych zaczęła nas łapać frustracja. Powtórzę to kolejny raz, że mam wrażenie, że nasze głowy nie grały. Były problemy mentalne, pojawiały się pewne minikonflikty, ale z czasem, gdy to wszystko naprawiliśmy, to przy okazji play-offów zaczęło nam wychodzić. Co prawda dopiero z siódmego miejsca, ale awansowaliśmy i fajnie, że tutaj jesteśmy. Mam też pozytywne myśli, że na czwartym, najgorszym miejscu się nie zakończy. Że będzie to minimum finał.
Czyli był to trochę efekt kuli śniegowej – pojedyncze porażki napędzały w waszym wypadku kolejne.
Dokładnie. W fazie zasadniczej graliśmy też przeciwko darko i Bielanemu, za których weszli do składu reatz i Sobol, i z nimi też sromotnie dostaliśmy. To też na pewno nie działało na całą drużynę budująco i wydaje mi się, że to był główny problem. Jak wspomniałem, na PCW mieliśmy bardzo dobre wyniki, gdzie nigdy wcześniej tak się nie działo. Ale teraz było odwrotnie niż zazwyczaj – PCW były naprawdę dobre, a mecze oficjalnie... Ale jak mówię, sądzę, że głównie głowa nie działała i złapała nas frustracja, co z pewnością nie wpływało dobrze na całą drużynę.
W trakcie sezonu, gdy okazało się, że jesteście zamieszani w walkę o utrzymanie, nie było pokusy, by znowu zmienić coś w składzie i w ten sposób próbować się ratować?
Wydaje mi się, że takich myśli nie było. Chyba że o czymś nie wiem – wiesz, jak jest (śmiech). Sądzę, że po prostu wiedzieliśmy, iż musimy pogadać i tak też się stało przed play-offami. Byliśmy przekonani, że mimo wszystko do fazy pucharowej się dostaniemy. Co prawda nie było łatwo, bo startowaliśmy dopiero z siódmego miejsca, ale ono też gwarantowało nam play-offy, z których można było dostać się na finały. A wiedzieliśmy, że drużyny, na które możemy trafić, z całym szacunkiem, są od nas gorsze. I że jeżeli po prostu zaczniemy grać swoje, to dostaniemy się na finały. I tak też się stało, bo w fazie pucharowej straciliśmy tylko jedną mapę – był to Overpass, którego zresztą sami wybraliśmy w meczu z M1. Stało się to jednak przez delikatny drużynowy zgrzyt. A wszystkie pozostałe mapy, pozostałe spotkania kontrolowaliśmy.
Wspomniałeś o Sobolu. Jego tak szybki powrót był, patrząc z boku, dużym zaskoczeniem. Wy też spodziewaliście się, że wróci on tak szybko?
Szczerze mówiąc, nastawialiśmy się na to, że Sobol może już do nas w ogóle nie wrócić. Takie myśli mieliśmy jeszcze przed wakacjami, ale potem pojawiła się opcja jego powrotu, pojawił się też reatz. Dlatego też zaczęliśmy mocno myśleć nad tym, żeby przebudować naszą drużynę i tak też zrobiliśmy. Gdzieś już wcześniej o tym mówiłem, ale to na pewno najmocniejszy skład PACTU, w jakim grałem. Nie chcę też zapeszać, ale wydaje mi się też, że powoli, powoli będziemy to pokazywali, bo wszystko zaczyna w końcu działać tak, jak powinno.
Niemniej ty ze swojej formy indywidualnej w dotychczasowych meczach ESL MP nie możesz być zadowolony. Przestudiowałem twoje liczby w fazie zasadniczej i, szczerze mówiąc, nie wyglądało to za dobrze.
Nie będę mówił, że było inaczej. Ale sądzę, że ta frustracja, o której mówiłem, była najbardziej widoczna właśnie u mnie. Frustrowały mnie mecze, bo wiedziałem, że kiedyś z takimi drużynami po prostu się biegało, strzelało i się wygrywało. A tutaj nie dość, że forma drużynowa nie była za dobra i każdy był sfrustrowany, to na dodatek mi indywidualnie grało się bardzo źle. Ale wydaje mi się, że w play-offach naprawiliśmy nasze głowy i ostatecznie każdy z nas dołożył swoją cegiełkę do tego, że się tutaj dostaliśmy.
Wasza droga na finały była jednak długa, bo musieliście rozegrać aż trzy mecze BO3. Wspomniałeś, że wiedzieliście, iż jesteście lepsi od waszych rywali, ale mimo wszystko musieliście mieć z tyłu głowy, że jesteście w dolnej drabince – jedno potknięcie i was nie ma.
Tak jak mówisz. Najlepsze jest to, że w fazie zasadniczej przegraliśmy z Ungentium 0:2 i z Teamem ESCA też przegraliśmy 0:2, a potem przyszło się nam z nimi mierzyć w play-offach. Ale wtedy zaczęło nam już lepiej iść w oficjalnych meczach i wiedzieliśmy, że jeżeli zwyczajnie zagramy swoje, to zakończy się to wszystko tak, jak się ostatecznie zakończyło. Nasz awans był mimo wszystko dość pewny.
Spodziewać się, że tutaj w Katowicach i w meczu z HONORIS uda wam się przedłużyć tę udaną passę?
Tak mi się wydaję, chociaż nie chcę zapeszać. Ale naprawdę jestem w szoku, że byliśmy w stanie poprawić własną formę nie dużą ilością gry, a po prostu rozmowami i analizą tego, co się dzieje w drużynie. Czuję, że jesteśmy czarnym koniem tego turnieju. W przypadku HONORIS to będzie też rewanż za fazę zasadniczą, bo z nimi również przegraliśmy 0:2 i na pewno fajnie będzie się zrewanżować.
Można powiedzieć, że przystępujecie do tych finałów jako underdog. Najmniej się na was stawia w kontekście ewentualnego mistrzostwa. Uważasz, że ten brak presji wam pomoże?
Wydaje mi się, że tak. Ja lubię, kiedy w danym meczu nie jestem faworytem. Kiedyś gdzieś już pisałem, chyba po porażce z Teamem ESCA w fazie zasadniczej, że będąc faworytami gramy jakbyśmy byli totalnymi świeżakami. Może więc w roli underdoga będziemy w stanie walczyć? A nawet nie walczyć, a po prostu wygrać.