IEM 2021 bez błysku

Ale cofnijmy się do roku 2021. IEM Katowice z Katowicami miało wówczas niewiele wspólnego, bo z uwagi na szalejącą pandemię odbyło się wyłącznie w sieci. Mimo to sam fakt występu rodzimej ekipy na tak dużym turnieju wywołał równie duże emocje, bo przecież nieczęsto się zdarza, by ekipa opatrzona biało-czerwoną flagą miała okazję mierzyć się z regularnymi bywalcami największych aren. A w tym wypadku się to udało, aczkolwiek efekty były raczej mało okazałe. Co prawda Wiślacy starali się postawić zarówno Virtus.pro, jak i Complexity Gaming, a temu drugiemu rywalowi urwali nawet mapę, aczkolwiek efekt końcowy był taki, że już drugiego dnia zmagań Polacy znaleźli się za burtą. Nie pomogła nawet niezmiennie świetna forma Olka "hadesa" Miśkiewicza, tym bardziej że bardzo słabo wypadł Krzysztof "Goofy" Górski. Chociaż akurat tego drugiego usprawiedliwiał fakt, że został on włączony do składu zaledwie dziesięć dni przed startem zawodów.

Tak czy inaczej, Wisła IEM-a nie podbiła w najmniejszym nawet stopniu. Ale na tym nie kończymy tego tekstu, bo po "powrocie" z Katowic w szeregach zespołu doszło do kilku przetasowań. W kwietniu odszedł hades, który szybko znalazł zatrudnienie w ENCE, jego następcą w krakowskim klubie został zaś Kuba "Markoś" Markowski. Z kolei w sierpniu pożegnano Patryka "ponczkta" Witesa, angażując w jego miejsce zakurzonego nieco Tomasza "phr-a" Wójcika. Przy wsparciu tej dwójki Biała Gwiazda sięgnęła po mistrzostwo Polski, ale na arenie międzynarodowej bynajmniej nie błyszczała. Skutkiem tego były kolejne roszady, do których tym razem doszło pod koniec ubiegłego roku. Najpierw odpadł Markoś, a jeszcze nim wszyscy zdążyliśmy wpaść w sylwestrowo-procentowy nastrój, poza drużyną znaleźli się również phr i pełniący przez jakiś czas funkcję zmiennika Wiktor "mynio" Kruk. A w ich miejsce ściągnięto zawodników naprawdę sporego jak na polskie warunki kalibru.

Nowa, lepsza Wisła

Oto bowiem nowymi Wiślakami zostali Michał "snatchie" Rudzki i Kamil "Sobol" Sobolewski. Nie ulega wątpliwości, że krakowscy włodarze w tym wypadku wytoczyli naprawdę spore działa, osłabiając przy okazji dwóch groźnych rywali, czyli odpowiednio Anonymo Esports i MAD DOG'S PACT. Na papierze mistrzowie Polski stworzyli prawdopodobnie najmocniejszy obecnie zespół w kraju i jeden z mocniejszych line-upów w ostatnich latach. Nic więc dziwnego, że w momencie, gdy piszę ten tekst, Wisła okupuje obecnie 31. miejsce w rankingu HLTV i jest o krok od wejścia do najlepszej trzydziestki świata. Nie ma zresztą co dyskutować – drużyna, która zaczyna sezon 2022, wygląda zdecydowanie mocniej od tej kończącej rozgrywki 2021. Przede wszystkim snatchie to nieporównywalnie lepszy snajper od SZPERA, zaś Sobol pod każdym względem przewyższa zarówno mynia, jak i phr-a. I niby wszystko fajnie, ale... kurczę, nie do końca.

Skąd to moje malkontenctwo? Ano stąd, że odnoszę wrażenie, iż to, co z perspektywy naszego podwórka słusznie robi wrażenie, w kontekście sceny międzynarodowej ma wartość podobną do ruchów na, z całym szacunkiem, scenie hiszpańskiej czy też brytyjskiej. Trudno wszak podejrzewać, że rywale z IEM-a będą drżeć na myśl o starciach z nowym snajperem Wisły albo by potencjalne spotkanie z Sobolem śniło im się po nocach. Te transfery poza naszą ojczyzną nikogo nie ruszają. Co więcej, trudno mi powiedzieć, by obecna ekipa prowadzona przez Mariusza "Loorda" Cybulskiego była mocniejsza od tej, która przecierała IEM-owe szlaki przed rokiem. Jeżeli chodzi o pozycję strzelca wyborowego, to nie ulega wątpliwości, że hades to zawodnik zdecydowanie lepszy od snatchiego, co widać zresztą nawet na przykładzie tego, że ten pierwszy z powodzeniem rywalizuje w tier 1, drugi zaś zanotował niespełna roczną przygodę międzynarodową, po czym wrócił do kraju.

Z drugiej strony Sobol będzie w stanie robić to, czego nie potrafił ponczek. Wites bowiem, o ile w roku 2020 prezentował się naprawdę świetnie, tak w sezonie 2021 był już tylko cieniem samego siebie i Sobolewski z pewnością da składowi więcej. Tym bardziej że akurat on od dawna już dusił się w PACT, wraz z którym nie miał szans na to, by wskoczyć powyżej pewnego poziomu. Wisła mu taką możliwość da, ale właśnie problem w tym, że niekoniecznie w Katowicach. Bo zespół z IEM Katowice 2022, biorąc pod uwagę cały bilans zysków i strat, wygląda co prawda na niego lepiej zbalansowany, ale wcale niekoniecznie jakoś bardzo lepszy od tego z IEM Katowice 2021. A tymczasem już teraz zęby na Polaków ostrzą sobie Ninjas in Pyjamas, którzy nawet pomimo braku Nicolaia "dev1ce'a" Reedtza (a może dzięki niemu?) będą jednym z kandydatów do czołowych lokat. A i Copenhagen Flames oraz Fnatic to, nie ma co tu kryć, formacje w teorii o wiele od naszego reprezentanta silniejsze.

Czekamy na miłe rozczarowanie

Wnioski końcowe są takie, jakich prawdopodobnie większość mogła się spodziewać. Mimo ostatnich zmian, które przybrały jak najbardziej słuszny kierunek, nie wydaje się, by Wisła All iN! była już teraz gotowa, by zaznaczyć swoją obecność na zawodach pokroju IEM-a. Za duże buty za tak małe nogi. Nadal bowiem mówimy o ekipie po pierwsze niezgranej, bo przecież obecna wersja Białej Gwiazdy istnieje od zaledwie kilku tygodni, a po drugie odstającej pod względem poziomu od tych, z którymi polska piątka będzie się mierzyć. Rozum podpowiada więc, by nie liczyć na zbyt wiele. I chyba jest to dobra taktyka, bo lepiej mile się zaskoczyć niż ponownie poczuć gorzki smak zawodu, tak doskonale znany nam z ostatnich lat występów rodzimych składów na arenie międzynarodowej.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn