Wisła Games 1 : 2 Dignitas
Mirage 9:16 Nuke 16:14 Inferno 12:16

Pierwsze minuty meczu to udany start Wisły, która nie tylko wygrała pistoletówkę, ale i dwie następujące po niej rundy. To sprawiło, że Polacy zyskali sporego boosta – zarówno w kwestii ekonomii, jak i pewności siebie. Problem w tym, że wtedy pojawiły się problemy techniczne, przez które gra została zastopowana na wiele minut. A gdy w końcu oba zespoły powróciły na serwer, sytuacja się zmieniła. Nagle to Dignitas zaczęło dyktować warunki i mimo gry w ataku skrzętnie kolekcjonowało kolejne oczka. W efekcie skandynawski skład na przerwę schodził z pięciopunktowym prowadzeniem, a Wiślacy mieli trudny orzech do zgryzienia. Tym bardziej że po chwili przegrali rundę na pistolety, co znacznie utrudniło im ewentualny comeback. Oczywiście mistrzowie kraju nie poddali się i znaleźli nawet siły na ostatni zryw, ale ten pozwolił jedynie zmniejszyć skalę porażki. Ostatnie słowo należało bowiem do Dignitas, które zamknęło wybraną przez Polaków mapę wynikiem 16:9.

Kolejną areną środowego meczu był Nuke. Tam ponownie lepiej wystartowali gracze krakowskiego klubu, którzy mimo gry po stronie terrorystów sprawnie radzili sobie ze zdobywaniem przestrzeni na mapie. To pozwoliło dość szybko zyskać pięciopunktową przewagę, która z kolei dawała podstawy do optymizmu w kwestii przyszłości. Niestety optymizm ten został błyskawicznie zmącony przez Dignitas. Adam "friberg" Friberg i spółka w szóstej rundzie znaleźli skuteczny sposób na Wiślaków i od tego momentu tak naprawdę to oni rozdawali karty. Wisła natomiast tylko okazjonalnie powiększała swój dorobek, przez co nagle zaczęła przegrywać w stosunku 7:12. Ale to nie był jeszcze koniec emocji, a zawodnicy Loorda nie zamierzali tak łatwo odpuścić. Co więcej, sukcesywnie zaczęli oni zbliżać się do oponentów, w czym z pewnością pomógł fakt, że wszyscy polscy gracze prezentowali równą, wysoką formę. A przy okazji wykazali się oni również ogromną determinacją, która pozwoliła im nie tylko doprowadzić w 28. rundzie do remisu, ale nawet rzutem na taśmę przechylić szalę na swoją stronę. Wygrana Wisły 16:14 stała się więc faktem, a nas czekała podróż na Inferno.

To właśnie tam przesądzone miały zostać losy obu rywalizujących w ten środowy wieczór drużyn. Niestety wyglądało na to, że Wisła zapomniała o wszystkim, co pozwoliło jej powrócić na Nuke'u. W trzeciej odsłonie meczu reprezentanci krakowskiego klubu mieli bowiem problem z koncentracją i cierpliwością, a to przełożyło się na zatrważającą liczbę niewymuszonych błędów. Dlatego też już po chwili Biała Gwiazda przegrywała 0:6 i musiała gonić wynik! Ową gonitwę udało się co prawda rozpocząć, ale bynajmniej zgarnięcie dwóch pierwszych punktów nie przyszło naszym rodakom łatwo. Wpływ na to miała też forma Krzysztofa "Goofy'ego" Górskiego, który w tym wypadku był kompletnie niewidoczny i nie pomógł szczególnie swoim kolegom, przez co ci nie byli w stanie zdominować oponentów. Nic więc dziwnego, że Wisła kończyła pierwszą połowę z mało przyjemnym wynikiem 5:10. Na całe szczęście po zmianie stron Goofy w końcu się przebudził, a wraz z nim wyższy bieg wrzuciła również Biała Gwiazda. To pozwoliło rozpocząć tak upragniony comeback, który ponownie wlał nadzieję w serca polskich kibiców. Wraz z każdą kolejną minutą różnica dzieląca oba składy topniała i remis wydawał się tylko kwestią czasu. Ale cóż, ostatecznie do niego nie doszło. A szkoda, by czuć było, że jest to możliwe, niemniej wtedy w poczynania graczy Loorda znowu wkradła się pewna niepewność, która była kosztowna. Bardzo kosztowna, bo jej następstwem była porażka 12:16 i przegrana w całym meczu wynikiem 1:2.