Idealne spuentowanie kariery Defta

Nie ma co ukrywać, że tegoroczne Worldsy są magiczne. Finały tego wydarzenia są jednak szczególnie interesujące, zwłaszcza w kontekście narracji. Wszak do ostatecznej potyczki w szranki wejdą znajomi ze szkolnych lat – Lee "Faker" Sang-hyeok oraz Kim "Deft" Hyuk-kyu. Będzie to rywalizacja m.in. dwóch zawodników League of Legends, którzy zjedli już zęby na tym tytule, a obecni na profesjonalnej scenie są od 2013 roku.

Wiele mówi się o tym, że najbliższe spotkanie może być ostatnim w profesjonalnej karierze drugiego z wcześniej wymienionych. Spowodowane jest to odbyciem obowiązkowej służby wojskowej w Korei Południowej. I choć w jednym z materiałów filmowych DRX Deft wspomniał, iż nie jest to jeszcze do końca pewne, tak istnieje szansa, że po zakończeniu tego sezonu nie zobaczymy już legendarnego strzelca na Polach Sprawiedliwości. Z każdą więc poprzednią wygraną przedłużał on prawdopodobnie swoją karierę o kolejny mecz. Dziś natomiast 26-latek stanie przed możliwością zwieńczenia tylu lat profesjonalnej gry w niemalże wyśnionym scenariuszu.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

DRX jest bez dwóch zdań rewelacją tych Worldsów. Jest to zespół, który zaczynając od play-inów, przedarł się przez każdą fazę turnieju, pokonując na swojej drodze wszelkie przeciwności losu. W zdecydowanej większości dotychczasowych starć czwarta siła Korei startowała z pozycji underdoga, będąc skazywana na pożarcie. Niemniej za każdym razem udawało jej się wyjść z opresji obronną ręką i znaleźć sposób na zwyciężenie rywali. Na swojej drodze formacja rozprawiła się m.in. z zeszłorocznymi zwycięzcami zawodów, Edward Gaming, oraz z jednym z głównych faworytów do tytułu w tym roku – Gen.G Esports.

Wydaje się zatem, że DRX jest w stanie sprawić niespodziankę raz jeszcze. Skoro udało się już utrzeć nosa tylu doświadczonym ekipom, to dlaczego by nie zrobić tego samego T1? Potencjał na zaskoczenie nawet i w finałowej batalii z pewnością jest. Pytanie tylko, czy Defta i spółkę stać na to, aby raz jeszcze wykrzesać z siebie wszelkie siły i pokazać, że nawet wielokrotny triumfator zarówno najważniejszego turnieju w roku, jak i swojej rodzimej ligi wcale nie jest im straszny. Gdyby tak się stało, to DRX nie dość, że po raz pierwszy sięgnęłoby po puchar, to dodatkowo zrobiłoby to po raz pierwszy w historii mistrzostw świata jako drużyna rozpoczynająca tułaczkę od fazy play-in.

T1 z szansą na czwarte mistrzostwo

Co by natomiast nie mówić, to do końcowej rozgrywki o miano najlepszej formacji świata w roli faworyta wchodzą reprezentanci T1. Przed startem imprezy brygada Fakera również jednak nie była tak często wybierana przez społeczność League of Legends jako nadchodzący mistrz. Sama końcówka letniej edycji LoL Champions Korea jedynie to potwierdziła, gdzie po bardzo jednostronnym starciu najbardziej utytułowana organizacja na świecie musiała uznać wyższość Gen.G Esports. Podobnie jednak jak w przypadku DRX, T1 rozwijało swe skrzydła wraz z trwaniem turnieju.

Zarówno cała faza grupowa, jak i mecz ćwierćfinałowy to była czysta poezja w wykonaniu 26-letniego środkowego i jego kompanów. Ci po nieoczekiwanej porażce z Fnatic w początkowym etapie wydarzenia złapali taką formę, że przez najbliższe siedem map nie przegrali ani jednej. Dopiero JD Gaming było w stanie zatrzymać rozpędzone T1, lecz w tym przypadku możemy mówić jedynie o małym potknięciu. A to za sprawą tego, że trzy kolejne plansze zostały już wygrane przez trzykrotnych mistrzów świata.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

T1 w finale tegorocznej edycji Worlds jest dość mocno faworyzowane przez ekspertów sceny LoL-a. Biorąc pod uwagę ostatnie wyniki obu formacji może wydawać się to nieco dziwne, gdyż DRX wyeliminowało przecież dwie niezwykle groźne drużyny. Każdy jednak gdzieś z tyłu głowy zapewne nadal ma występy tej formacji jeszcze podczas minionego wydania LCK, gdzie ekipa Defta zawodziła po całej linii. Ledwo udało jej się awansować do play-offów ligi, a i tak niedługo później już mogła się ona z nimi pożegnać. Trudno zatem jest zaufać zespołowi, który w dosłownie każdym momencie może ponownie zacząć grać jak na swoim podwórku i zaprezentuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Dużo łatwiej natomiast trzymać się drużyny, będącej w bardzo równej dyspozycji, która nie miała rażących zjazdów formy w trakcie ostatnich miesięcy.

Co jeszcze przemawia za T1? Jest to chociażby fakt, iż po tylu latach Faker może ponownie zdobyć Puchar Przywoływacza, który byłby dla niego już czwartą taką zdobyczą. Motywacja po stronie zarówno ikony tejże gry, jak i jego aktualnych kompanów powinna być na najwyższym poziomie. Jego sojusznicy bez dwóch zdań zostawią serce na Summoner's Rifcie, aby tylko pomóc swojemu mentorowi ze środkowej alejki raz jeszcze wznieść w górę trofeum. Taki scenariusz byłby wyśmienity nie tylko dla wszystkich zawodników, trenerów, analityków i wszystkich ludzi związanych bezpośrednio z drużyną, ale też i dla samej organizacji, która udowodniłaby, że po kilku latach przerwy ponownie jest w stanie tak poprowadzić zespół, aby znaleźć się na szczycie.

Deft czy Faker – kto zostanie mistrzem świata 2022?

Mimo iż finałowe starcie ma swojego wyraźnego faworyta, to jak już nauczyła nas historia, wcale nie jest jasno powiedziane, że to on musi zakończyć turniej z pucharem w ręku. Możemy być jednak pewni, że ostateczny bój będzie niezwykle zacięty i będzie stał na wybitnie wysokim poziomie. I choć godzina samego pojedynku może nie jest dla nas szczególnie sprzyjająca, to warto zarwać najbliższą nockę dla obejrzenia najważniejszego meczu tego roku. Wszystko rozpocznie się około godziny 1:00.

6 listopada
01:00 T1 vs DRX BO5

Finał Worlds 2022 będziecie mogli obejrzeć z polskim komentarzem na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji dotyczących tegorocznej edycji mistrzostw świata w League of Legends zapraszamy do naszej relacji tekstowej:

League of Legends Worlds 2022