G2 Esports vs
(18:00, BO5)
EXCEL ESPORTS

Nieprawdopodobna historia EXCEL

Droga EXCEL ESPORTS do decydującej batalii LEC 2023 Summer była naprawdę kręta. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, jak ta ekipa funkcjonowała w poprzednich splitach. Dwa absolutnie katastrofalne wyniki nie dawały żadnych nadziei, aby tym razem było inaczej. Jak się jednak okazało, XL zagrało wszystkim na nosie. Na przekór opinii publicznej przedostało się przez wszystkie etapy letnich zmagań aż do finału rywalizacji. O tegorocznej historii i perypetiach brytyjskiej organizacji nieco więcej opowiedzieliśmy we wczorajszej zapowiedzi spotkania z Fnatic. Zainteresowanych właśnie tam odsyłamy.

Do pojedynku z Czarno-Pomarańczowymi Andrei "Odoamne" Pascu i jego towarzysze wchodzili w roli underdoga. I nie sposób było się temu dziwić, wszak FNC zaliczało lepsze rezultaty w tej odsłonie rozgrywek. Dodatkowo miało na koncie już jedno zwycięstwo z formacją rumuńskiego toplanera. Mimo wszystko nie można było jej lekceważyć, bo ta pokazała w meczu z G2 Esports w pierwszej rundzie drabinki wygranych, że może zagrozić nawet najlepszej drużynie.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Wczoraj jednak Fnatic było absolutnie bezbronne. EXCEL zdołało obnażyć wszystkie problemy swoich rywali. Cieniami samych siebie były główne motory napędowe FNC, czyli Oh "Noah" Hyeon-taek oraz Marek "Humanoid" Brázda. Ci zostali perfekcyjnie zneutralizowani przez Felixa "Abbedagge" Brauna oraz Patrika "Patrika" Jírů. Dwie pierwsze gry były prawdziwymi stompami w wykonaniu formacji niemieckiego midlanera. Ten zresztą zaczarował swoją flagową LeBlanc, kończąc mecz ze statystykami na poziomie 13/0/6 i ponad 100 stworami przewagi nad swoim oponentem. Dopiero w trzeciej potyczce Czarno-Pomarańczowych było stać na odpowiedź, choć i ta nie była wcale przekonująca. I już czwarta batalia okazała się być tą decydującą, bowiem tam po raz trzeci triumfowało XL, co oznaczało koniec starcia.

Nie ma co ukrywać, że pomiędzy EXCEL z początku sezonu, albo i nawet początku tego splitu, a aktualnym jest przepaść. Drużyna wygląda na znacznie pewniejszą siebie, a gracze znakomicie się rozumieją. Sporym atutem tej ekipy jest to, że tam tak naprawdę każdy może przejąć pałeczkę i poprowadzić rozgrywkę. Poza oczywistymi głównymi aktorami jak Abbedagge czy Patrik jest jeszcze Odoamne, który mimo bycia znanym ze stabilnej gry na zero potrafi szarpnąć i wziąć sprawy w swoje ręce.

G2 z chrapką na kolejny tytuł mistrza LEC

Na przestrzeni tego weekendu, opisując trzech pozostałych uczestników play-offów LEC, za każdym razem mówiliśmy o historiach pokroju startowania z samego dołu i docierania na szczyt. W przypadku G2 Esports sytuacja jest zgoła inna. Samuraje, jak już zdążyli nas przyzwyczaić, utrzymują stały stabilny poziom, regularnie meldując się w fazach pucharowych. Sęk w tym jednak, że w tym sezonie zmagań ich rezultaty w decydujących momentach przypominają pewną sinusoidę, co akurat w ich przypadku jest czymś rzadko spotykanym.

Zacznijmy natomiast od początku. G2 po naprawdę niezłym 2022 roku zdecydowało się na dość spore roszady przed startem bieżącego sezonu. Z zespołem rozstali się aż trzej gracze, w tym botlane i dżungler. Tym samym po wielu latach gry dla tej organizacji jej szeregi opuścił Marcin "Jankos" Jankowski. Był to spory cios dla polskich kibiców. Miejsce naszego rodaka przejął debiutant – Martin "Yike" Sundelin. Na dole znaleźli się Steven "Hans sama" Liv oraz Mihael "Mikyx" Mehle.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Skład zapowiadał się naprawdę obiecująco, bo do Europy wrócił naprawdę solidny strzelec. Dodatkowo w samej drużynie pojawił się jeszcze jej były wspierający. Sporym znakiem zapytania był wybór szwedzkiego gajowego, który wchodził w wielkie buty pozostawione po Jankosie. I początki faktycznie nie były idealne. Widać było, że gracze jeszcze się ze sobą docierają i minie trochę czasu, zanim będą funkcjonowali jak jeden twór. Niemniej wyniki w fazie zasadniczej nie były złe, bo udało im się zakończyć ten etap na czwartej lokacie. Drobne problemy pojawiły się w grupach, lecz tam po pokonaniu Teamu BDS udało się już w lepszym stylu rozprawić z MAD Lions. Bilet do play-offów został tym samym przyklepany. Podopieczni Dylana Falco prawdziwy pokaz zaprezentowali w decydującej części splitu, gdzie najpierw pokonali KOI, a w finale odesłali z kwitkiem Lwy wynikiem 3:0. Mistrzostwo LEC po takich modyfikacjach w zespole mogło cieszyć nie tylko fanów, ale i samą organizację.

Już za rogiem natomiast była edycja wiosenna, przed której startem G2 nie miało zbyt dużo czasu na przygotowania. Mimo to formacja nadal radziła sobie naprawdę przyzwoicie i tym razem udało jej się skończyć pierwszy segment splitu na najniższym miejscu podium. W fazie grupowej zaczęły pojawiać się pierwsze kłopoty. Już na start Hans sama i jego kompani przegrali batalię z KOI, co było ogromnym zaskoczeniem. Z nożem na gardle brygada francuskiego strzelca zdołała się wybronić i najpierw pokonać SK Gaming, a następnie zrewanżować się Karpiom. Już wtedy można było odczuć pewną obawę przed kolejnymi występami G2. Samuraje rozpoczęli play-offy od razu z drabinki przegranych i na początek podjęli MAD Lions, którzy mieli ogromne problemy w tym splicie. Po serii na pełnym dystansie jednak ekipa Javiera "Elyoyi" Prades Batalli była górą i wyeliminowała ówcześnie panujących jeszcze mistrzów LEC. Nie ma co ukrywać, że szok wtedy był całkiem spory.

fot. Riot Games/Michał Konkol

I choć przecież czwarte miejsce w rozgrywkach nie jest słabym wynikiem, tak w przypadku G2 była to pewna zniewaga, która na pewno mocno dała się we znaki graczom i organizacji. Zawodnicy tej drużyny mieli jednak do rozegrania jeszcze Mid-Season Invitational, gdzie poradzili sobie nie najlepiej, ale derby Europy padły ich łupem, rewanżując się Lwom stompem 3:0. Już wtedy było widać pierwsze przebłyski, które miałyby pomóc w powrocie na szczyt w kolejnej edycji zawodów. Formę zaczął powoli odzyskiwać Rasmus "Caps" Winther, będący przecież filarem drużyny. A jak filar nie funkcjonuje odpowiednio, to nie ma czego szukać.

I ten split układa się graczom G2 fantastycznie. Dominacja w pierwszym etapie LEC Summer, tracąc zaledwie jeden punkt w meczu z MAD. Następnie przejechanie się do play-offów, niszcząc po drodze KOI oraz Team BDS na przestrzeni dwóch gier. Gdy wydawało się, że Samurajów już nic nie powstrzyma, wtem natomiast przyszli zawodnicy EXCEL i nieco ostudzili rozgorzałych kibiców duńskiego midlanera i jego towarzyszy. Ci bowiem zostali wystawieni na niezłą próbę i byli nawet o krok od spadnięcia do dolnej drabinki. Zaważyły detale i ostatecznie to G2 jako pierwsze zameldowało się w finale. Niemniej dzisiaj dojdzie do ponownego starcia z XL, które po raz kolejny może być wspaniałym widowiskiem.

Wielki finał LEC. Kto będzie górą?

Z pewnością zdecydowana większość będzie przychylniej patrzeć w stronę G2 w ostatnim pojedynku tego splitu LEC. I nie ma co się temu dziwić. Drużyna Capsa wybitnie radziła sobie przez znaczną większość tej edycji rywalizacji. Dodatkowo w świetnej formie są kluczowi zawodnicy tej formacji, bo i Winther w końcu gra, jak powinien i przede wszystkim Hans sama prezentuje wysoki poziom. XL natomiast lubi pozycję underdoga i jakby nie patrzeć jest w swojej najlepszej możliwej dyspozycji. Bliski poprzedni mecz z dzisiejszymi rywalami oraz wczorajsza wygrana z Fnatic jedynie może dodatkowo napędzać podopiecznych Jonasa "Hidona" Vraa. Kto natomiast będzie górą i sięgnie po tytuł mistrza LEC 2023 Summer? O tym przekonamy się już najbliższego wieczora. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana zmagań.


Mecz rozpocznie się już o godzinie 18:00. Transmisję z tego spotkania będziecie mogli śledzić na kanałach Polsat Games. Dostępna będzie w trzech miejscach: w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Więcej informacji na temat bieżącej odsłony LEC znajdziecie w naszej relacji tekstowej, do której przejdziecie po kliknięciu poniższego baneru:

LEC 2023