5. Zostawcie, nie gońcie
Chciwość nie zawsze popłaca. Tym razem jednak przekonały się o tym nie Lwy, lecz Marek "Humanoid" Brázda w drugiej grze serii przeciwko MAD Lions. Występy czeskiego midlanera w miniony weekend zazwyczaj należały do udanych. Zdarzało mu się jednak wyłączyć mózg i popłynąć z prądem – kto nigdy nie miał takiej sytuacji w solo kolejce, niech pierwszy rzuci kamieniem. Środkowy Czarno-Pomarańczowych miał szczęście, że pomyłka ta nie była na wagę spotkania.
Wykluczenie przeciwnego leśnika w 24. minucie gry pozwoliło Fnatic rozpocząć przejmowanie Barona. MAD nie miało nawet szans na podejście, tak więc fioletowa bestia bez komplikacji trafiła na konto zawodników brytyjskiej organizacji. Kilka sekund po niej trupem padło jeszcze dwóch rywali. Na tym można było zakończyć, odpuścić i wykorzystać wzmocnienie Nashora na całej piątce. Humanoid miał jednak nieco inny pomysł. Oddzielając się od sojuszników, którzy zamierzali spokojnie udać się do bazy, rzucił się w pogoń za Yasinem "Nisqym" Dinçerem. Ten okazał się znacznie silniejszy w pojedynku jeden na jednego, niż Brázda zapewne przypuszczał. Zamiast dołączyć do swoich kolegów w zaświatach, belgijski środkowy odesłał tam zdziwionego przeciwnika, ograniczając możliwości Czarno-Pomarańczowych na najbliższe kilkadziesiąt sekund.
4. Niebieskie wzmocnienie warte grzechu
Gracze G2 Esports w niedzielę podnieśli puchar, a ich leśnika wyróżniliśmy w naszym zestawieniu najlepszej piątki ubiegłego tygodnia. Nie oznacza to jednak, że wszystkie decyzje podejmowane przez Martina "Yike'a" Sundelina należały do najwłaściwszych. Jedna z tych bardziej dyskusyjnych miała miejsce w ostatniej grze wielkiego finału LEC. Na szczęście dla formacji Szweda, nie miała ona wielkiego wpływu na dalsze etapy starcia. Nie zmienia to faktu, że w głowie pojawia się pytanie: dlaczego?
W piątej minucie rozgrywki pod niebieskie wzmocnienie Samurajów podszedł Iván "Razork" Díaz. Obaj dżunglerzy nie mieli dostępnych błysków, a hiszpański zawodnik odznaczał się przewagą jednego poziomu nad swoim rywalem. Ten natomiast, w przeciwieństwie do reprezentanta Fnatic, zdążył już udać się na pierwsze zakupy do bazy. Rubinowy Kryształ nie dał mu jednak zbyt wiele w bezpośrednim starciu o ten niezwykle interesujący obóz, którego ostatecznie nawet nie udało się przejąć. Kiedy męczony zasięgowymi atakami Iverna Yike w końcu uznał, że najwyższy czas na odwrót, było już za późno. Leśnikowi G2 pozostało jedynie oglądać na szarym ekranie, jak szczęśliwy Zielony Ojciec zajmuje się tym, co miało należeć do niego.
3. Lwy przeceniły swoje możliwości po raz pierwszy
Nieudanych zanurkowań w ubiegłym tygodniu doświadczyliśmy kilkukrotnie. To, które przygotowały Lwy w czwartej grze przeciwko Fnatic, było jednak wybitnie widowiskowe. Choć ostatecznie nie okazało się ono aż tak tragiczne w skutkach, to niewiele brakowało, aby skończyło się jeszcze gorzej. W głowie reprezentantów hiszpańskiej organizacji z pewnością wyglądało to nieco lepiej... A przynajmniej taką mamy nadzieję.
MAD Lions weszli do meczu jako zwycięzcy poprzedniego starcia. Matyáš "Carzzy" Orság powtórzył wybór Kalisty, która w grze numer trzy okazała się kluczem do sukcesu, a czeski strzelec dorobił się nawet pentakilla, którego wyróżniliśmy we wczorajszym zestawieniu najlepszych zagrań finałowej kolejki. Zawodnicy zdali się jednak zapomnieć, że na zegarze nie wybiła nawet 4. minuta, a ich ekwipunki są słabsze, niż w poprzednim spotkaniu. Pierwsza krew podczas pięcioosobowego tańca pod wieżą wpadła do Oha "Noaha" Hyeon-taeka, który sam miał stać się ofiarą. Zginął on dopiero chwilę później, a Lwy nie zamierzały na tym poprzestać, choć ich uszczuplone paski zdrowia wyraźnie krzyczały "wystarczy". Javier "Elyoya" Batalla nie mógł sobie pozwolić na dalszą walkę, więc na polu bitwy zostali jedynie Carzzy oraz Adrian "Trymbi" Trybus. Nieustannie atakowany przez wrogą strukturę botlaner MAD pokusił się o próbę eliminacji na polskim wspierającym, która zakończyła się jedynie błyskiem z obu stron i śmiercią Orsága.
2. Arquel w LEC-u? Nie, to tylko Chasy
Drugie miejsce na podium i po raz drugi to Lwy wystawiają swojego reprezentanta. Tym razem naszą uwagę przyciągnęła prawdziwa "firmóweczka" w wykonaniu Kima "Chasy'ego" Dong-hyeona. Zagranie to było kontynuacją pogoni na górnej alei, którą próbowało uskutecznić Fnatic. Toplaner MAD Lions jakimś cudem uszedł z życiem, a cała sytuacja wydawała się powoli rozchodzić po kościach, gdyż ostatecznie żaden z graczy nie upadł.
Chasy najwyraźniej poczuł się winny, że starania ekipy Trymbiego poszły na marne. Postanowił więc dać przeciwnikom jeszcze jedną szansę na zdobycie eliminacji, którą tym razem zdołali wykorzystać. Po powrocie do bazy koreański zawodnik zdecydował się na teleportację do swojej górnej wieży, którą oblegała trójka oponentów. Od kliknięcia "D" na klawiaturze do epickiego upadku dzieliło go zaledwie kilka sekund. Czarno-Pomarańczowi nie rozłożyli rywalowi czerwonego dywanu, ale gorąco powitali go łańcuchem kontroli tłumu. Żywot toplanera MAD zakończyła Wyzwolona Moc Humanoida, który z całej akcji również nie wyszedł w jednym kawałku. Za jego śmierć odpowiedzialna była jednak sama wieża, której nie było dane otrzymać złota za egzekucję.
1. Lwy z Baronem, ale bez finału
Wpadka z pierwszego miejsca to właściwie cała seria niefortunnych zdarzeń i łańcuch kiepskich pomysłów, który przypieczętował porażkę MAD Lions w piątej grze sobotniej serii. Całą sytuację zapoczątkował król samotnych podróży w niewłaściwe zakątki mapy – Zdravets "Hylissang" Galabov. Pozostałe przy życiu Lwy zdecydowały się postawić wszystko na jedną kartę i tym samym wręczyć Fnatic bilet do wielkiego finału.
Bułgarski wspierający, który w tej dość równej grze wyjątkowo nie miał tendencji do umierania, musiał w końcu postawić ten jeden krok za daleko. W pojedynkę udając się w kierunku smoka, napotkał na swojej drodze całą piątkę rywali, którzy szybko wymazali go z powierzchni ziemi i wrócili do ubijania bestii. Czwórka zawodników MAD postanowiła dołączyć do konkursu na najgorsze decyzje, podejmując Nashora, przy którym ciągle znajdował się totem wizji Czarno-Pomarańczowych. Choć potwór przy obrażeniach Azira i Kai'Sy spływał dość szybko, to Carzzy i spółka nie mieli szans opuścić okolic jego leża żywi. Już po kilku sekundach pojawiła się teleportacja od Martina "Wundera" Hansena, a reszta graczy Fnatic dotarła na miejsce chwilę później. Smite ze strony Elyoyi zagwarantował jego formacji Barona, który po przegranej z kretesem walce pozostał tylko na koncie Nisqy'ego. Ekipa Trymbiego natomiast ostatecznie przejęła kontrolę nad Summoner's Riftem i zatriumfowała nad Lwami parę minut później.
Tegoroczne rozgrywki LEC dobiegły końca. Już w październiku czekają nas jednak mistrzostwa świata. Dzień przed fazą play-in – 9 października – rozegra się także seria kwalifikacyjna pomiędzy Golden Guardians a Teamem BDS. Transmisja najprawdopodobniej dostępna będzie również z polskim komentarzem na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube.