5. Emo swojego życia już nie mo
I na dobry początek rozpoczniemy od ekipy, która na tym MSI sprawiała zarówno niespodzianki, jak i uśmiechy na twarzy. Mowa tutaj o GAM Esports. Już sam udział Wietnamczyków w tym turnieju był dość dziwnym precedensem z uwagi na to, co wydarzyło się w lidze. W związku z tym na zawody pojechała dwójka nowych nabytków – Nguyễn "Emo" Thái Vinh oraz Hứa "EasyLove" Thành An. Na samym starcie rozgrywek problemy ze zgraniem były widoczne. Wiele akcji w wykonaniu tej drużyny było przeprowadzone w niemalże karygodny sposób. Jeden z przykładów zobaczycie poniżej.
Jego gwiazdą jest 18-letni midlaner formacji. Ten zaliczył chyba najgorszy występ z całej piątki GAM, wielokrotnie podejmując naprawdę wątpliwe decyzje. Takową była choćby ta z 12. minuty drugiego starcia przeciwko Fnatic. W tamtym momencie dwójka Czarno-Pomarańczowych – Óscar "Oscarinin" Muñoz Jiménez i Marek "Humanoid" Brázda – chciała rozprawić się z Trầnem "Kiayą" Duy Sangiem. Ruszyła więc za nim w pogoń, która szybko się skończyła, gdyż toplanera GAM wsparł Phạm "Elio" Thạch Nhân Băng, blokując do niego dostęp klatką Veigara. Ale w międzyczasie Emo miał inny pomysł i skorzystał z teleportacji w miejsce, w którym nie było ani jednego jego sojusznika. Tego samego nie można powiedzieć o rywalach, których była tam aż trójka. I chyba nie trzeba wspominać, co stało się z midlanerem z Wietnamu.
4. Minion > Massu
Miejsce numer cztery przypadło wpadce z ostatniego dnia play-inów MSI. A konkretniej chodzi o decydujące starcie pomiędzy PSG Talon a FlyQuest. Była to batalia, która miała znacznie inny przebieg niż pierwsza pomiędzy tymi formacjami. Wcześniej to ekipa Kacpra "Inspireda" Słomy zdołała triumfować. Wczoraj natomiast to PSG zaprezentowało się wyśmienicie, kończąc marzenia wicemistrzów Ameryki o dalszym udziale w zawodach.
Nie pomagała w tym nie najlepsza dyspozycja poszczególnych graczy FLY. W drugiej grze, czyli tej, o której wspominamy, jedynym graczem, który posiadał zabójstwa na swoim koncie, był właśnie Inspired. Reszta jego kompanów jedyne co kolekcjonowała, to śmierci. "Najlepiej" pod tym względem wypadał Fahad "Massu" Abdulmalek, notując siedem dętek. A przynajmniej do wspomnianego momentu, bo to właśnie strzelec FlyQuest jest jego gwiazdą. W końcowych chwilach tej potyczki 19-latek został złapany przez Huanga "Maple'a" Yi-Tanga (którego w tej samej chwili dopadł także Inspired). Niemniej zanim Wietnamczyk został ukatrupiony przez naszego rodaka, to zadał sporo obrażeń przeciwnemu marksmanowi.
Ale nie było ich na tyle dużo, żeby Massu upadł. Został mu skrawek życia, z którym starał się uciec w bezpieczne miejsce i wrócić do bazy. Plany pokrzyżowały mu natomiast... wrogie stwory. Te maszerowały do przeciwnej bazie, z superminionem na czele. I to właśnie przywódca małej armii przybił gwóźdź do trumny Abdulmaleka, uderzając go w twarz. Uderzenie to okazało się wystarczające, aby strzelec FlyQuest oglądał szary ekran.
3. Co teleportacja, to gorsza
Zostajemy w obozie FlyQuest, które, niestety, jeszcze nieraz popisało się nie lada wpadką. Tym razem kolejny przykład decyzji, która okazała się być fatalna. Pamiętacie mecz z T1? Tak, ten, w którym FLY zostało zniszczone w niespełna 18 minut. Na szczęście w poniższym klipie nie pokażemy wam akcji z konkretnie tej gry, ale za to z gry numer dwa. Tam bowiem także mieliśmy okazję być świadkami niejednego chochlika w wykonaniu FLY.
Gwiazdą tej sytuacji był natomiast midlaner formacji – Nicolaj "Jensen" Jensen. W 9. minucie tego starcia wszystko było już niemal jasne. T1 przeważało nad FlyQuest o trzy tysiące sztuk złota, a do tego nafeedować zdążył się Lee "Gumayusi" Min-hyeong. Wszystko za sprawą walki, która miała miejsce chwilę wcześniej. Jensen z kolei mimo tego, że sam brał w niej udział i sam upadł, to nie dawał za wygraną i chciał spróbować jeszcze raz. Nie docenił on natomiast T1, co już na samym starcie jest sporym błędem, i zdecydował się użyć teleportacji do górnej wieży. Błyskawicznie natomiast dowiedział się, że był to fatalny wybór. Duńczyk jeszcze na dobre nie zdążył się pojawić w tym miejscu, a już został zarzucony umiejętnościami rywali. Efektem tego było wręcz wyparowanie Azira, którym sterował midlaner FLY. Mamy nadzieję, że następnym razem Jensen trochę dłużej pomyśli nad swoimi zamiarami.
2. EasyLove próbował zdobyć EasyKilla, ale się nie udało
Kończymy pastwienie się nad FlyQuest i wracamy do szeregów GAM Esports. Tym razem głównym aktorem był drugi z najnowszych nabytków formacji, czyli EasyLove. Ten już w pojedynku z Fnatic pokazywał, że nie jest do końca dobrze dysponowany i nawet nie najlepsza forma Oha "Noaha" Hyeon-taeka mu w tym nie pomogła. Nieco lepiej sytuacja wyglądała w pierwszej potyczce z LOUD, bowiem przez długi czas była ona stosunkowo wyrównana, a sam strzelec grał całkiem w porządku. Aż do prezentowanego poniżej momentu.
Szalone pomysły to chleb powszedni Wietnamczyków. Nic więc dziwnego, że taka myśl przeszła przez głowę EasyLove'a. Ten jednak ze sfery myślenia przeszedł do sfery czynów i zdecydował, że w 23. minucie spotkania zostanie bohaterem swojej drużyny i zabije w pojedynkę Leonardo "Robo" Souzę. Dlatego też grający Tristaną marksman GAM wskoczył wprost na głowę przeciwnego Ornna, którym władał Robo. I przez chwilę być może sami myśleliśmy, że uda mu się poskromić Brazylijczyka. Tak się jednak nie stało.
Robo otrzymał pomoc od swojego strzelca w postaci tarczy z ulta Senny, a samemu zapodał EasyLove'owi potężną dawkę kontroli tłumu ze swojego zestawu umiejętności. Panowie stanęli zatem w patowej sytuacji, oboje mając zaledwie skrawek paska zdrowia. Ale zawodnik GAM Esports się nie podawał. Skorzystał z Uzdrowienia i wskoczył raz jeszcze. Zabrakło mu jednak obrażeń na twardego Ornna, który jeszcze zionął na niego swoim ogniem z W. Dzieła zniszczenia natomiast dopełniły wzmocnione przez Barona stwory LOUD, które zatłukły Wietnamczyka na śmierć. A zawodnik LLL jak gdyby nigdy nic sobie po prostu stamtąd odszedł.
1. Zeus zlekceważył rywala i zapłacił za to najwyższą cenę
Na samym szczycie zestawienia największych wpadek play-inów MSI uplasował się ktoś, po kim najprawdopodobniej czegoś takiego byśmy się nie spodziewali. Chodzi tutaj o jednego z obecnych mistrzów świata – Choia "Zeusa" Woo-je. Choć T1 bez żadnych problemów awansowało do głównego etapu rywalizacji, to podczas gier tej drużyny pojawiło się kilka momentów, w których nie zaprezentowała ona swoich 100%. Zwłaszcza właśnie w pojedynku z Estral Esports, z którego pochodzi poniższy klip.
W 12. minucie drugiej potyczki doszło do bezpośredniej walki na górnej alejce. Zeus czuł się na tyle silny, że postanowił wykluczyć w pojedynkę przeciwnego toplanera – Cristóbala "Zothve" Arróspide'a. I wydawało się, że nie będzie miał on z tym żadnych problemów. Pasek zdrowia Chilijczyka spadał raz-dwa, a gracz T1 miał się dobrze. Problem jednak taki, że postanowił wskoczyć aż pod wrogą wieżę, co utrudniło nieco sprawę. Nie to jednak było największym jego błędem. 20-latek bowiem nie trafił jedną ze swoich umiejętności, która by wystarczyła, aby Zothve upadł. Reprezentant EST natomiast wystosował kombinację umiejętności w bardziej doświadczonego rywala, czego efektem była jego śmierć. Sam Arróspide nie krył zadowolenia, co widać było po jego reakcji na kamerce.
Główny etap MSI 2024 zaczyna się już jutro. Transmisję ze wszystkich spotkań MSI 2024 będziecie mogli oglądać na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat MSI 2024 zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru: