Gen.G Esports BO5
vs
11:00
Bilibili Gaming

Gen.G, póki co, na MSI nieomylne

Pochylmy się najpierw nad tymi, którzy jak na razie na MSI porażki nie zaznali. Gen.G Esports – bo o tym zespole mowa – sobie zbyt dużo w tej odsłonie turnieju nie pograło. I bynajmniej nie jest to powód do smutku, wszak po prostu mistrzowie Korei byli na tyle skuteczni, że nie musieli się więcej pocić. Mimo trzech wygranych początki wcale łatwe nie były. Wciąż z tyłu głowy mamy gdzieś bowiem pierwszy pojedynek przeciwko Fnatic i tę nieszczęsną drugą grę, w której niewiele brakowało, aby Czarno-Pomarańczowi sięgnęli po zwycięstwo. To, co mogłoby się wydarzyć, oczywiście pozostaje jedynie w sferze domysłów, gdyż GEN ostatecznie serię tę wygrało 3:0.

Znacznie trudniejszym rywalem okazało się Top Esports. Przedstawiciele League of Legends Champions Korea zaczęli fantastycznie, bo od dwóch triumfów. Później jednak pojawiły się kłopoty, co wykorzystali gospodarze, doprowadzając do wyrównania. Na szczęście dla fanów Gen.G ich ulubionej ekipie udało się zwyciężyć, po świetnie rozegranej ostatniej potyczce. W ten sposób formacja Kima "Canyona" Geon-bu dotarła do czwartej rundy, gdzie zmierzyła się z Bilibili Gaming.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

I spodziewać byśmy się mogli, że będzie to prawdopodobnie najbardziej zacięta batalia rozegrana dotychczas na MSI. Oczekiwania jednak nie pokryły się z rzeczywistością. Fakt, po pierwszych dwóch potyczkach apetyt mógł wzrosnąć, gdyż obie ekipy podzieliły się punktami. Później jednak już skuteczniejsi byli mistrzowie LCK, którzy wyprowadzili dwa końcowe ciosy, zgarniając bilet do finału rywalizacji.

Czy Chovy w końcu odniesie zwycięstwo na arenie międzynarodowej?

Awans do finału MSI to rzecz wielka, ale w tym przypadku ma ona jeszcze większe znaczenie, niż mogłoby się wydawać. Chovy, czyli jeden z najlepszych graczy na świecie, który od lat występuje na światowej scenie, zdołał przełamać wieloletnią klątwę. Aż trudno uwierzyć, ale midlaner Gen.G w całej swojej historii związanej z uczestnictwami w MSI czy Worldsach nie był w stanie ani razu dotrzeć do wielkiego finału wspomnianych zawodów. Tak, sześć prób zakończonych fiaskiem. Nie bez powodu też organizacja ta, jak i sam Chovy, mają przypiętą do siebie łatkę "międzynarodowych chokerów".

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

A więc pierwszy krok w stronę definitywnego zakończenia pasma niepowodzeń został wykonany. Pytanie teraz tylko, czy Gen.G stać będzie na ponowne zwycięstwo z BLG, a co za tym idzie i zdobycie złotego medalu na światowej rangi turnieju? Na pewno ma ku temu najlepszą szansę od początku swojej działalności. Chovy i jego kompani pokazali na razie najlepszego LoL-a ze wszystkich uczestników. Ponadto już raz podczas tego MSI pokonali BLG, czyli zespół, z którym ponownie zmierzą się w finale. W czystej teorii zatem zostaje tylko powtórzyć ten numer. Ale czy w praktyce wyjdzie tak samo?

BLG startowało jako główny faworyt MSI, a teraz?

Jeśli chodzi o obraz Bilibili Gaming, to ten zmienił się dość mocno. Przed startem turnieju prawdopodobnie zdecydowana większość twierdziła, że to właśnie triumfatorzy rywalizacji w LoL Pro League sięgną także po mistrzostwo MSI. Zresztą, nie trzeba daleko szukać – kontaktując się z różnymi ekspertami z naszej rodzimej sceny, siedmiu na ośmiu z przepytanych wytypowało, że to BLG zgarnie trofeum. Takie przekonanie panowało natomiast nie tylko na rodzimym gruncie. Znawcy z całego świata także upatrywali głównego kandydata do wygranej w postaci Zhuo "knighta" Dinga i jego kolegów.

Kiedy przyszło już natomiast co do czego i MSI się rozpoczęło, to bardzo szybko wyobrażenie o BLG się zmieniło. Zespół chińskiego midlanera bowiem rozpoczął swoją przygodę z zawodami od bardzo bliskiej serii przeciwko PSG Talon, wygrywając dopiero po piątej grze. Już to zapaliło w głowie lampkę i ostudziło nieco zapał fanów LPL-a. Później było już znacznie lepiej, gdyż brygada knighta zgarnęła kontrolowane zwycięstwo przeciwko T1. A pokonanie mistrzów świata, to już jest jednak całkiem niezły wyznacznik.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

Pierwsza porażka przydarzyła się w kolejnym meczu, w którym BLG podejmowało Gen.G w ramach czwartej rundy drabinki wygranych MSI. Ale o tym już wspominaliśmy. Wtedy niezbyt dobrze poradził sobie knight, czyli najnowszy nabytek Bilibili. Transfer 23-latka był uważany za jeden z najlepszych w międzysezonowym okienku transferowym, co jak na razie znajdowało potwierdzenie w rzeczywistości. W wielu ważnych chwilach starcia z GEN mistrz Chin natomiast nie dojeżdżał. Był to też idealny moment na pojawienie się prawdziwych wątpliwości, co do faktycznych szans BLG na zwycięstwo.

Giga Bin w giga formie

Jak się okazało natomiast wczoraj, paliwa gospodarzom wcale nie zabrakło. W rewanżu z T1, choć przeciągniętym do pełnej serii BO5, Chińczycy pokazali się już zdecydowanie lepiej. Był to mecz, który z pewnością mógł podobać się widowni, bowiem do samego końca nie można było być pewnym, kto zostanie drugim finalistą MSI. Tym razem w kluczowych momentach knight prezentował się już tak, jak było trzeba.

Niemniej to nie 23-letni midlaner był prawdziwą gwiazdą tego pojedynku. Show skradł Chen "Bin" Ze-Bin, czyli toplaner drużyny. Gracz ten już w zeszłym roku często pojawiał się na ustach ekspertów podczas rozmów o najlepszych górnoalejkowiczach. Ale tutaj nie ma nic za darmo, zawodnik BLG bardzo często puszczał wyraźne sygnały, co jedynie podbudowywało jego pozycję w różnego rodzaju rankingach. Gdyby w tym sezonie ktoś o nim zapomniał i zaprzątnął sobie głowę innymi pseudonimami, to wczoraj Bin o sobie przypomniał.

fot. Riot Games/Colin Young-Wolff

Na przestrzeni całej serii best-of-5, czyli pięciu gier, z czego dwóch przegranych, Bin wykręcił absolutnie chore jak na toplanera statystyki. Na swoim koncie miał najwięcej eliminacji spośród wszystkich uczestników tego meczu. Ale to nie wszystko. 20-latek był także zawodnikiem, który jako jedyny nie miał dwucyfrowej liczby zgonów. To przełożyło się na najlepsze KDA. Do tego dorzucił jeszcze najlepszy wynik pod względem zabijanych stworów na minutę i pewnie jeszcze wiele innych wskaźników. W całym tym gąszczu naj, naj i naj przedstawiciel BLG pokazał po prostu jak duży wpływ na wygląd całej rozgrywki może mieć top.

I trzeba powiedzieć jasno – dzisiaj Bilibili będzie potrzebowało Bina w najlepszej możliwej dyspozycji. Oczywiście pozostali jego kompani także muszą pokazać się najlepiej, jak tylko potrafią, a zwłaszcza knight. Niemniej to właśnie toplane może być największą szansą na rozpracowanie strategii Gen.G i próbę zrewanżowania się za poprzednie spotkanie.


knight obroni mistrzostwo, czy Chovy zgarnie je po raz pierwszy?

W zeszłym roku mistrzostwo MSI zgarnęło JD Gaming. Co prawda JDG w tej odsłonie turnieju nie mieliśmy okazji zobaczyć, ale to nie oznacza, że nie ma kogoś, kto broni tego tytułu. Wszak to właśnie knight jest tym, który wznosił puchar w poprzednim sezonie. Ma on zatem jako jedyny szansę na ponowne zwycięstwo i zachowanie tego trofeum, dzieląc się nim z nowymi kolegami. Chrapkę na nie bez dwóch zdań ma także Chovy, który po tylu latach walki w końcu mógłby powiedzieć "patrzcie, zrobiłem to". Sami przyznacie, że obie historie brzmią fantastycznie, ale tylko jedna z nich faktycznie się ziści. Pytanie tylko która?

Transmisję z finału MSI 2024 pomiędzy Gen.G Esports a Bilibili Gaming będziecie mogli oglądać na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat MSI 2024 zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru: