T1 | 3:1 | Top Esports |
TES rozpoczyna celnym ciosem, T1 odpowiada
Na rozwój wydarzeń długo nie trzeba było czekać. Pierwsza krew finału EWC przelała się już na pierwszym poziomie i była to solowa eliminacja w wykonaniu Lina "Creme'a" Jiana na Lee "Fakerze" Sang-hyeoku. Na tym nie skończyły się popisy TES – po chwili szary ekran oglądał też cały botlane T1. Koreańczycy odpowiedzieli pojedynczym zabójstwem dopiero kilka minut później, zgarniając głowę Yu "JackeyLove'a" Wen-Bo. Było to jednak marne pocieszenie, bo chińska ekipa coraz mocniej prowadziła nie tylko w killach, ale też w obiektach neutralnych i złocie. A prowadzenie wkrótce zamieniło się w swoisty pogrom – w 15. minucie gry różnica funduszy wynosiła już ponad 5 tysięcy, a Top Esports brało z mapy, co tylko chciało – łącznie z inhibitorem przed upływem 19 minut i Baronem kilkadziesiąt sekund później. Nietrudno więc domyśleć się, że Nexus T1 również wybuchł w ekspresowym tempie.
Druga odsłona serii także rozpoczęła się od drobnych zawirowań, ale tym razem obyło się bez ofiar. Aż do 4. minuty, bo zanurkowanie przy okazji laneswapa dostarczyło 400 sztuk złota prosto do rąk dolnej alejki TES. Lee "Gumayusi" Min-hyeong i Ryu "Keria" Min-seok nie wyszli na tym natomiast mocno stratni, biorąc trzy opancerzenia z dolnej wieży. Ich współtowarzysze pociągnęli też za spust w okolicach Czerwi Pustki i T1 mogło po raz pierwszy w tym spotkaniu cieszyć się przewagą. Ta z biegiem czasu i kolejnymi eliminacjami powiększała się coraz bardziej, aż w 15. minucie osiągnęła już 4 tysiące. Na ostateczne szarpnięcie mistrzowie świata czekali jeszcze dłuższą chwilę. Dzięki wyłapaniu rywali w ich własnym lesie obyło się nawet bez Nashora – idąc midem prosto po koniec, Faker i spółka pewnym ruchem wyrównali rachunki.
Faker i spółka łapią wiatr w żagle
Start trzeciej gry, choć spokojny, również poszedł w pełni po ich myśli. Trzy eliminacje na koncie Nidalee i ukrócenie rozpędu Dravena były zaledwie początkiem dobrych wiadomości. Do nich doszła bowiem wygrana walka na trzecim smoku, po której Mun "Oner" Hyeon-jun tylko urósł w siłę. Różnica portfeli nie była jednak w żadnym stopniu miażdżąca i T1 wciąż musiało mieć się na baczności. Zagrożenie pozornie minęło po kolejnym drake'u, gdzie reprezentaci Korei zanihilowali wręcz swoich przeciwników, co otworzyło im prostą drogę do Barona. Wyglądało na to, że gra zmierza już ku końcowi, ale TES niespodziewanie zdołało obrócić walkę na górnej alei, co pozwoliło im wejść w posiadanie następnej fioletowej bestii i znacznie łatwiej bronić bazy z dwoma zniszczonymi inhibitorami. To było jednak za mało – kolejne wzmocnienie znów powędrowało do T1, podobnie jak drugi punkt.
W czwartej odsłonie spotkania zawrzało już w drafcie. Do rąk legendarnego koreańskiego midlanera trafił bowiem... Yasuo. Nie był on zaś głównym bohaterem pierwszych minut gry. W tę rolę wcielił się Oner, pomagając przy dwóch wczesnych zabójstwach na przeciwnym leśniku. Na tym się nie skończyło – dżungler dostarczył swoim sojusznikom także smoczego buffa i wszystkie Czerwie Pustki. JackeyLove i jego świta nie stali jednak z założonymi rękami. Podjęta przez nich walka przy Heroldzie zakończyła się quadrakillem dla chińskiego strzelca, a jego formacja nieco odrobiła straty. Radość TES szybko dobiegła końca – T1 całkowicie zdominowało kolejne potyczki, co przełożyło się na Nashora i gigantyczną przewagę w złocie. Na finisz nie trzeba było długo czekać. Faker i jego kompani błyskawicznie dopięli swego i domknęli serię 3:1.
To byłoby na tyle, jeśli chodzi o LoL-owe EWC. Oficjalna transmisja z tego wydarzenia dostępna była na Twitchu, zatem tam możecie nadrobić ewentualne zaległości. W polskim języku zmagania oglądać można było u Damiana "Nervariena" Ziaji, który prowadził co-stream. VOD-y znajdziecie również na jego kanale. Po więcej informacji na temat tej imprezy zapraszamy do naszej relacji tekstowej: