Okres ostatnich paru miesięcy był dla profesjonalnej sceny Counter-Strike’a bardzo intensywny. Nie tylko ze względu na liczbę turniejów offline, które przyszło nam śledzić, jednak również przez częstotliwość zmian w składach drużyn zaliczających się do szerokiej czołówki.

O kolejnych roszadach przychodziło nam się dowiadywać niemal kilka razy w tygodniu. Część zmian była wymuszona przez przeróżne problemy osobiste, jednak znaczna większość miała bezpośredni związek z formą oraz – co za tym idzie - wynikami danego zespołu. Według wielu było to najbardziej skutecznym remedium. W ostatnim okresie przekonaliśmy się jednak, że wielokrotnie bywało zupełnie inaczej. Zmiany w zespole powinny być jedną z ostateczności.

W poszukiwaniu problemów

EnVyUs było w zeszłym roku jedną z czołowych ekip na świecie. Dowodzony wówczas przez Vincenta „Happiego” Schopenhauera zespół był jedynym, który stanowił realne zagrożenie dla bezwzględnego dominatora, czyli Fnatic. Francuska formacja była również triumfatorem ostatniego Majora ubiegłego roku. Nikt nie był wtedy w stanie przewidzieć co wydarzy się w przeciągu kilku najbliższych miesięcy.

Wraz z upływem czasu wyniki EnVyUs stawały się coraz bardziej niepokojące. Niezbyt zadowalające występy na finałach ligi FACEIT czy na ESL Expo Barcelona były tylko przedsmakiem tego, co zobaczyliśmy nieco później. Czarę goryczy przelał rzecz jasna katowicki Intel Extreme Masters, gdzie Francuzi zakończyli udział na przedostatnim miejscu. Wtedy wiadomym było, że w szeregach zespołu dojdzie do przemeblowania.

Ku zaskoczeniu sporej liczby osób miejsce Fabiena „KioShiMy” Fieya zajął nieznany wówczas szerszej publiczności Timothée „DEVIL” Démolon. CS-owy świat zadrżał w obawie o przyszłość francuskiej potęgi. O ile sam fakt zmiany nie był wielką niespodzianką, o tyle pozbycie się jednego z najlepszych zawodników budziło pewne wątpliwości. Ja natomiast byłem pewny jednego – powrót na szczyt potrwa parę miesięcy i będzie wymagał ogromnych poświęceń. Ci, którzy oczekiwali natychmiastowego zmartwychwstania EnVy, mogli się nieco zawieść.

Turniej Miejsce
MLG Columbus 13-16
DreamHack Masters Malmö 3-4
ESL One Cologne 13-16
ELEAGUE S1 5-8
SL i-League StarSeries S2 5-8
DreamHack Bucharest 3-4
Gfinity CS:GO Invitational 1

Zgodnie z moimi przewidywaniami początki odświeżonego składu EnVyUs nie były najlepsze. Niecierpliwi Francuzi kombinowali z ustawieniem po każdym nieskutecznym występie. DEVIL mógł się czuć trochę jak tzw. „zapchajdziura”. Po dołączeniu do składu ani razu nie grał na swojej nominalnej pozycji. Kapryśny kapitan, czyli Happy, rozrzucał go po kątach i wiecznie kręcił nosem. Po kilku nieudanych turniejach w wykonaniu EnVy można było odczuć, że atmosfera w składzie nieco się skwasiła.

Pomimo postępu w grze doszło do kolejnej zmiany w składzie EnVy. Zauważalny postęp, który poczynił DEVIL, zdał się na nic. To właśnie on stał się kozłem ofiarnym pana Schopenhauera. Tak chyba było najwygodniej. Podobnie zresztą było w przypadku KioShiMy.

[caption id="attachment_68838" align="aligncenter" width="600"]fot. DreamHack fot. DreamHack[/caption]

Miejsce DEVILa w składzie EnVy zajął Christophe „SIXER” Xia, który najwaraźniej zdobył sobie uznanie Happiego i spółki podczas finałów SL i-League StarSeries S2, kiedy to zastępował Nathana „NBK” Schmitta. Jeśli były reprezentant Millenium nie posiada nadludzkich zdolności, to nadchodzące miesiące nie będą się specjalnie różniły od ostatniego okresu.

Jestem bowiem zdania, że problem EnVyUs polega na nieco innej kwestii niż piąty zawodnik. Być może, że kolejne fatalne występy Francuzów dadzą w końcu do myślenia pyszałkowatemu liderowi i zacznie on reformę od siebie samego. Broń boże nie mówię tu o kolejnym remanencie w składzie. Wystarczy jednak przedłożyć dobro drużyny dla dobra własnego. Tylko tyle i aż tyle.

Jest chyba gorzej niż było

Losy ekipy z Francji podzieliło również Astralis. Sytuacja Duńczyków nie wygląda może tak tragicznie, jednak spora część z Was może być ze mną zgodna – wyniki z ostatnich paru miesięcy są co najwyżej średnie, a dołączenie do zespołu młodziutkiego talentu, jakim jest Kjaerbye, nie przyniosło do tej pory wymiernych skutków.

Zanim jednak przejdę do oceny tej niedalekiej przeszłości, to pozwolę sobie przypomnieć to, co miało największy wpływ na roszadę w składzie Duńczyków. Informacja o wymianie cajunba na Kjaerbyego ujrzała światło dzienne na początku drugiej połowy maja. Zmiana miała związek z mizernymi występami Astralis na finałach trzeciego sezonu ESL Pro League oraz DreamHack Masters Malmö. Oczywiście nie ma co ukrywać – od momentu założenia własnej organizacji device i koledzy ani razu nie dowiedli tego, co tak naprawdę zamierzali. Dwa wymienione wyżej turnieje były jednak przesądzające. Rozstanie musiało w końcu nadejść.

Dołączenie do składu młodego reprezentanta Dignitas było według wielu strzałem w dziesiątkę. Wszyscy pamiętali bowiem jego spektakularne zagrania w wielu poprzednich meczach swojej byłej ekipy. Od Kjaerbyego zaczęło się oczekiwać bardzo wiele już z jego pierwszym dniem w barwach Astralis. Po raz kolejny jednak byliśmy naocznymi świadkami niezbyt udanych początków. No cóż, nie zawsze przecież jest kolorowo…

[caption id="attachment_68861" align="aligncenter" width="600"]fot. DreamHack fot. DreamHack[/caption]

Jeśli wykluczymy zajęcie trzeciego miejsca na DreamHack Summer, to rezultaty duńskiej ekipy prezentowały się naprawdę nijako. O ile dotarcie do ćwierćfinału ESL One Cologne było z pewnych względów zrozumiałe, o tyle występy podczas finałów pierwszego sezonu ELEAGUE oraz lokalnego Power-LANa były kompletną wtopą. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że Astralis nie jest już bezsprzecznym numerem "1" w swoim kraju. Ostatnia forma nowego zespołu cajunba, Team Dignitas oraz wojowniczego Heroic dała mi do zrozumienia, że duński tron czeka na nowego króla. Wygląda również na to, że na majowej zamianie zawodników bardziej zyskała ekipa MSLa.

Ostatnie perypetie Astralis nie różnią się za bardzo od tego, co widzieliśmy kilka miesięcy wstecz. Podopieczni zonica zakończyli udział na ESL One New York z trzema porażkami na koncie. Rozgrywane w ten weekend finały europejskich kwalifikacji do WESG były dla nich równie nieudane. Mijają tygodnie, a efektów zmiany wciąż nie widać. W kuluarach mówi się za to o kolejnej roszadzie. Pytanie jednak, czy coś takiego w ogóle ma sens.

"Zamienił stryjek siekierkę na kijek"

Sierpień był bezapelacyjnie najciekawszym miesiącem jeśli chodzi o transfery na profesjonalnej scenie. Europa i Ameryka Północna prześcigały się w podawaniu informacji o kolejnych zmianach. Gdybym musiał wskazać najciekawszą roszadę, byłaby to oczywiście ta na linii Fnatic – GODSENT. Nie ma zresztą osoby, która nie podzieliłaby mojego zdania. Odejście flushy, JW i KRiMZa to koniec pewnej ery i choć podobnie jak w przypadku EnVy oraz Astralis ostatnie wyniki nie napawały optymizmem, to informacja o zmianie była dość szokująca.

Informacja o wymianie zawodników zmusiła wiernych fanów Fnatic do podjęcia nie lada trudnej i skomplikowanej decyzji. Z drużyną pożegnała się bowiem większość legendarnego składu, a na pokładzie pozostał „jedynie” duet – olofmeister oraz dennis. Cóż, życie bywa naprawdę okrutne.

Na wypowiedzi ekspertów nie musieliśmy czekać nadzwyczaj długo. Roszada stawiała w wygranej sytuacji trio, które opuściło szeregi Fnatic. Na myśl przyszła bowiem drużyna prowadzona przez wybitnego Pronaxa. Pokorni zdecydowali się na wielki powrót i walkę o odzyskanie dawnego blasku. Uzupełnieniem składu był schneider, którego zresztą dobrze pamiętamy z występów w dawnym Fnatic. Czy mogło być lepiej? Przecież taka mieszanka aż prosi się o sukcesy.

Olof oraz Dennis zdecydowali się na współpracę z dwójką graczy GODSENT, Lekr0 oraz twistem, którego znali zresztą z pamiętnego LGB, a także z wentonem, który w Fnatic grał podczas nieobecności właśnie Kajbjera. Na papierze skład ten wyglądał zdecydowanie mniej efektownie. Z drugiej strony jednak poza doświadczeniem i ograniem nie brakowało tutaj chyba niczego.

[caption id="attachment_68865" align="aligncenter" width="600"]fot. StarLadder fot. StarLadder[/caption]

Głównym problemem przy całym tym zamieszaniu na linii GODSENT – Fnatic była kwestia slotów w turniejach. JW i koledzy zabrali ze sobą miejsce na kolejnym Majorze, natomiast stracili prawo do udziału w ESL Pro League. Na pytanie kto zyskał na tym bardziej musicie odpowiedzieć sobie sami. Przed zawodnikami Fnatic stoi olbrzymie wyzwanie. Będzie im bowiem niezwykle trudno zakwalifikować się na przyszłorocznego Majora.

Skoro wszystko jest już jasne, to w czym tkwi problem? Problem tkwi w tym, że do tej pory żadna ze stron nie pokazała się z dobrej strony. Fakt, Fnatic wciąż ma w pewnym sensie taryfę ulgową. Od GODSENT wymaga się już jednak pewnych wyników. Oni sami widzą zresztą, że coś jest nie tak. Dziesiątki, a może już setki godzin treningów nie przynoszą żadnych skutków. Pronax i spółka przechodzą w tym momencie dość ciężki okres. Mam tylko nadzieję, że sfrustrowany JW wkrótce będzie miał powody do radości.

Póki co dochodzę do wniosku, że zamiana zawodników nie była do końca przemyślana. Albo inaczej – była zbyt pochopna. Ciężko powiedzieć jak prezentowała się atmosfera w poprzednim składzie Fnatic, jednak mam wrażenie, że zawiódł tutaj brak cierpliwości. Każdy miewa swoje wzloty i upadki. Jak wspomniałem na samym początku, zmiana w składzie powinna być ostatecznością. Chciałbym się jednak mylić i za jakiś czas zobaczyć zarówno Fnatic, jak i GODSENT w pełnej krasie.

Czasami zmiany mają sens!

Oczywiście nie wszystkie zmiany, o których dowiedzieliśmy się w przeciągu ostatnich paru miesięcy odniosły tak mizerne skutki. Przykładem może być inna ekipa z Francji, G2 Esports. Przyznam szczerze, że na wieść o wyrzuceniu ze składu Ex6TenZa nieco się podłamałem. Belg jest przecież jednym z najlepszych in-game leaderów na świecie, wszelkie braki w umiejętnościach nadrabiał fenomenalnym zmysłem taktycznym. Coś jednak w G2 nie grało, więc shox i spółka zdecydowali się na taki, a nie inny ruch. Do składu wskoczył młody, zdolny zawodnik LDLC White, Alexandre „bodyy” Pianaro. Wówczas nikt nie przewidywał, że były kolega z zespołu DEVILa będzie w stanie odmienić losy drużyny. Dla wielu odejście Ex6TenZa wróżyło niechybny spadek na dno. Wszyscy przekonaliśmy się jednak, że stało się inaczej.

Być może wielu z was nie przyzna mi racji, jednak zajęcie drugiego miejsca na finałach ESL Pro League S3 oraz SL i-League Season 2, czy też zwycięstwo podczas finałów ECS robi wrażenie. Niezbyt udany występ na ESL One Cologne na pewno zapadnie zawodnikom G2 w pamięć. Trzeba jednak zwrócić uwagę na grupowych rywali – zespoły takie jak SK Gaming czy Fnatic to najwyższa światowa półka. O awans do fazy pucharowej było bardzo trudno.

Ekipa dowodzona przez shoxa po długim okresie niemocy znalazła przepis na sukces. W przypadku G2 największym problemem był brak swobody taktycznej. Po odejściu belgijskiego „generała” pozostali gracze zostali oswobodzeni. Jestem pewien, że za dawnym wyglądem zespołu nikt w szeregach G2 Esports nie tęskni. Nic zresztą dziwnego.

Kolejną rozsadną zmianą - a przynajmniej na to się zanosi - jest ta, do której doszło w sierpniu na naszej rodzimej scenie. Mowa oczywiście o dołączeniu do Team Kinguin Furlana oraz rallena. Polski zespół od dłuższego czasu cierpiał na przeciętność. Miesiące mijały, a zapowiadanych postępów wciąż brakowało.W końcu ktoś podjął męską decyzję. Decyzję, która przynajmniej na razie zapowiada owocny okres.

kinguin (3)

Z daleka widać, że w zespole znowu pojawiła się chemia i chęć wygrywania. Oczywiście nie można od razu oczekiwać cudów, jednak progres w wynikach, a przede wszystkim samej grze, widać na kilometr. SZPERO i koledzy okazali się najlepsi podczas zakończonych niedawno ESL Mistrzostw Polski. Wygrali także nieco mniej istotny Kinguin for Charity with PayPal. Wyjazd do Kijowa również zakończył się sukcesem. Dzięki świetnej grze w fazie grupowej kwalifikacji Team Kinguin zapewnił sobie awans na finały World Electronic Sports Games w Chinach.

Sukcesów nie brakuje, a warto zaznaczyć, że od zmiany minął nieco ponad miesiąc. Już teraz z niecierpliwością wyczekuję na kolejne występy drugiej po Virtus.pro formacji w Polsce. Być może jest to dla niej moment przełomu. Kto z nas nie chciałby zobaczyć w akcji dwóch równie fenomenalnych ekip znad Wisły?

Polacy jako wzór stabilności

Daleko mi do bycia zwolennikiem częstych zmian w czołowych zespołach. Rozumiem jednak, że czasami należy podjąć taką, a nie inną decyzję. Bardzo dużo zależy od nastrojów wewnątrz drużyny oraz tego, co siedzi w głowach zawodników.

Nie da się nie zauważyć, że zdecydowana większość zawodników reaguje zbyt pochopnie. Gorsze czasy oraz kryzysy dopadają nawet najlepszych. Rozwiązanie problemów może być jednak łatwiejsze niż się wydaje. Czasami brakuje jednak zimnej głowy i zdroworozsądkowego podejścia. A przykładów nie trzeba szukać wcale daleko. Popatrzmy na rodzime Virtus.pro, które nie tak dawno obchodziło swój trzeci jubileusz.

[caption id="attachment_68868" align="aligncenter" width="600"]fot. DreamHack fot. DreamHack[/caption]

Nasi rodacy przeszli razem naprawdę sporo i zapewne wielokrotnie miewali momenty zwątpienia. Dzisiaj jednak w dalszym ciągu są w ścisłej światowej czołówce i nie zanosi się na to, by stało się inaczej. Nie brakowało jednak „ekspertów”, którzy ferowali wyroki po paru nieudanych występach.

NEO i koledzy to świetny przykład tego, że sporym elementem końcowego sukcesu jest odpowiednia mentalność. Tej brakuje niektórym klasowym zawodnikom. Nie jest bowiem wyjątkowym osiągnąć szczyt, ale na nim pozostać i przy okazji walczyć ze słabościami. Polakom należy się za to ogromne uznanie.

Śledź autora tekstu na Twitterze - LukTwardowski