Zmiany kadrowe w naszej ulubionej drużynie często utożsamiamy z rozpoczęciem nowego, błogiego okresu w jej historii, z którym wiążemy ogromne oczekiwania oraz nadzieje. Niestety, rzadko kiedy odmieniony skład "klika" od pierwszych dni istnienia, co wraz z upływem czasu generuje pewien niepokój oraz zakłopotanie. Sympatycy profesjonalnej sceny CS:GO cierpią na swoistą chorobę niecierpliwości.

Na pocieszenie mogę powiedzieć, że nie chodzi tylko i wyłącznie o sympatyków, ale również osoby zarządzające zespołami. Czym objawia się choroba niecierpliwości? Jak sama nazwa wskazuje, odbiera nam ona cierpliwość, nie pozwala na chłodne spojrzenie na sytuację danej formacji. Oczekujemy rezultatów tu i teraz, a każda kolejna porażka naszych ulubieńców poddaje w wątpliwość wartość sportową całej piątki. Zresztą z omawianą chorobą mamy do czynienia nie tylko w świecie esportu, ale przede wszystkim tradycyjnego sportu. Na potrzeby tego tekstu przytoczę niechlubną historię Adama Nawałki w Lechu Poznań.

Pod koniec listopada ubiegłego roku były selekcjoner reprezentacji Polski został namaszczony nowym opiekunem klubu z Wielkopolski. Nawałka miał zbudować projekt na lata, projekt, który pozwoliłby na zdetronizowanie Legii Warszawa w krajowych rozgrywkach. Tymczasem ostatniego dnia marca świat obiegła informacja o zwolnieniu 61-latka z posady, co było wynikiem fatalnej postawy drużyny w ostatnich tygodniach. Z jednej strony można zrozumieć decyzję zarządu, ale z drugiej stworzenie fundamentów pod coś dużego nie zajmuje tygodni czy miesięcy. I właśnie z tego przede wszystkim nie zdają sobie sprawy esportowi "eksperci".

Wypracowanie własnego stylu gry, dopracowanie taktycznych wejść i innych detali na mapie wymaga czasu. W Counter-Strike'u mamy siedem map, na których rozgrywane są oficjalne pojedynki. Odpowiednie przygotowanie granatów na każdej z nich to nie jest kwestia pstryknięcia palcami, co więcej mapy znajdujące się w puli nie są stałe, gdyż czasami dołącza do niej nowa lokacja. Dlatego wymaganie samych zwycięstw już od pierwszych pojedynków mija się z celem. Rozumiem krytykowanie dyspozycji zespołu po dłuższej serii porażek, szczególnie gdy mają one miejsce kilka miesięcy po przeprowadzeniu roszad personalnych lub wtedy, gdy w postawie formacji próżno zaobserwować jakiekolwiek pozytywne symptomy.

A mimo to po dwóch–trzech nieudanych turniejach profesjonalne ekipy muszą zmierzyć się z naporem negatywnych komentarzy kibiców. Większość z nich ma wspólny wydźwięk – potrzebne są kolejne przetasowania w składzie. Aktualnie w dosyć niekomfortowym położeniu znajduje się chociażby MIBR. Po, co by nie mówić, udanym występie na Majorze w Katowicach latynoska drużyna popadła w głęboki kryzys okraszony chociażby beznadziejnym występem przed własną publicznością w ramach BLAST Pro Series São Paulo 2019. I choć z wcześniejszych wypowiedzi zawodników czy też sternika zespołu Wiltona "zewsa" Prado można było wywnioskować, że tym razem piątka zamierza związać się ze sobą na dłużej, to i tak pojawiały się liczne głosy sugerujące wyrzucenie jednego z graczy.

Skalę problemu najlepiej obrazują reakcje po niedawnym żarcie Fernando "fera" Alvarengi w mediach społecznościowych. 27-latek przekazał, że chińska impreza StarSeries i-League Season 7 była jego ostatnią w drużynie sygnowanej legendarnym szyldem. Odzew społeczności był raczej pozytywny, odniosłem wręcz wrażenie, że właśnie takiej wiadomości wyczekiwało pewne grono osób. Wydaje mi się, że idealna od pierwszego dnia historia Astralis po transferze Emila "Magiska" Reifa wykreowała błędny model działania profesjonalnej ekipy. Skoro Duńczycy z nowym strzelcem na pokładzie byli w stanie tak szybko wskoczyć na nieosiągalny dla reszty poziom, to dlaczego inny zespół z czołowej piątki rankingu po zapewnieniu sobie usług nowego zawodnika nie miałby zrobić tego samego? Albo przynajmniej nawiązać do sukcesów triumfatorów ostatniego Majora?

Zresztą przypadek MIBR-u nie jest odosobnioną sytuacją. Podobna otoczka towarzyszy choćby Teamowi Liquid, który w grudniu ubiegłego roku dodał do ekipy jednego nowego strzelca. Co z tego, że TL triumfował podczas iBUYPOWER Masters 2019 (pokonał w finale Astralis!), zajął drugie miejsce na wspomnianym BLAST Pro Series w São Paulo czy przebrnął przez Fazę Nowych Legend Majora z bilansem 3-0. Wszystkie te osiągnięcia tracą blask wobec jednego nieudanego spotkania z ENCE w ćwierćfinale Intel Extreme Masters Katowice 2019. Bo przecież jak drużyna aspirująca do zostania światową jedynką może sobie pozwolić na wtopę przeciwko niżej notowanej formacji? Ferowanie dalszych losów piątki na podstawie już nawet nie jednych rozgrywek, a pojedynczego starcia jest grubą przesadą.

Zupełnie innym przypadkiem niż ten MIBR-u jest najnowszy roster Virtus.pro, z którego usunięto już Mateusza "TOAO" Zawistowskiego. Niepoważne byłoby porównanie sromotnych klęsk przeciwko zespołom z niższego tieru do porażek z ekipami ze światowej czołówki. Myślę, że gdyby VP notowało lepsze rezultaty w 30. sezonie ESEA Mountain Dew League oraz innych internetowych rozgrywkach, w których brało udział, do tak stosunkowo szybkiego odsunięcia TOAO czy też innego gracza od składu by nie doszło. Jeżeli już, to dopiero po zbliżającym się wielkimi krokami turnieju lanowym Charleroi Esports 2019. Czasem gołym okiem dostrzegamy, że dana kompozycja nie czyni postępów i wątpliwe, by kiedykolwiek odpaliła na dobre.

W drugim akapicie zaznaczyłem, że choroba dotyka nie tylko zwykłych kibiców siedzących przed monitorami, ale również osoby zasiadające na wysokich stanowiskach w organizacjach esportowych. Może to tylko moja opinia, ale zdaje mi się, że kierownictwo organizacji na czele z właścicielem zbyt łatwo ulega presji otoczenia. Podobnie jak fani, tak i działacze nerwowo przebierają nogami pod biurkiem, gdy zarządzany przez nich zespół znajduje się w dołku. I z tego powodu niekiedy do głowy wpadają im pomysły irracjonalnych roszad.


Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.

Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik