Nie na taką inaugurację ósmego sezonu Esports Championship Series w wykonaniu Virtus.pro liczyli polscy fani. Nasza rodzima piątka do pewnego momentu stawiała trudne warunki wicemistrzom Majora z AVANGAR, ale w końcu jej gra przestała się układać, a to poskutkowało dwoma straconymi mapami i finalnie złożyło się na porażkę równoznaczną z odpadnięciem z rywalizacji w ramach pierwszego tygodnia ligi.

AVANGAR 2 : 1 Virtus.pro

(ECS Season 8 – 1. tydzień)
13 8 Mirage 7 16
5 9
16 10 Dust2 5 11
6 6
16 11 Inferno 4 6
5 2

Rywalizację zainaugurował wybrany przez Polaków Mirage. A tam z początku wszystko układało się według bardzo korzystnego dla naszych rodaków scenariusza. Dobrze strzelali Janusz "Snax" Pogorzelski oraz Michał "MICHU" Müller, a liczne fragi wspomnianego duetu zapewniły przewagę we wczesnej fazie gry. Ale tak kolorowo było jedynie do czasu. Przy stanie 1:6 AVANGAR wreszcie wzięło się do pracy, w efekcie czego po upływie kilkunastu minut zaliczka nadwiślańskiego składu była już tylko wspomnieniem. Co więcej, Virtusi skończyli pierwszą część spotkania ze stratą jednego oczka, a z uwagi na wygraną przez rywali pistoletówkę sytuacja polskiego składu skomplikowała się jeszcze bardziej. Ten jednak nie złożył broni i wkrótce zanotował premierowy punkt po zmianie stron. To z kolei pozwoliło podopiecznym Jakuba "kubena" Gurczyńskiego uwierzyć, że losy meczu da się jeszcze odwrócić. Zwłaszcza że w końcu przebudził się także Michał "snatchie" Rudzki. Zresztą cała piątka w miarę upływu czasu zaczęła się rozkręcać, a finalnie rozpędziła się na tyle, że oponentom pozostało jedynie oglądanie pleców VP i pogodzenie się z porażką na pierwszej mapie.

Po niedługim odpoczynku obie formacje zameldowały się na Duście2. Polakom tym razem przyszło rozpocząć zmagania po stronie antyterrorystów, ale nawet to nie przeszkodziło im w zdobyciu dwóch premierowych punktów. Niestety, z czasem inicjatywę przejęli wicemistrzowie Majora, a to rzecz jasna znalazło swoje odzwierciedlenie w wyniku. A Polacy? Ci jedynie co kilka rund byli w stanie przełamać ofensywę AVANAGAR, ale jeśli już faktycznie do tego dochodziło, to miało to charakter jednorazowy. Tak więc do przerwy nasi reprezentanci musieli zadowolić się jedynie pięcioma punktami. Dopiero po zmianie stron gra Virtus.pro wyglądała tak, jak byśmy tego oczekiwali. Zaczęło się od wygranej pistoletówki okraszonej czterema fragami snatchiego, a niedługo później niebywałego clutcha 1v4 ugrał Arek "Vegi" Nawojski. Wydawało się zatem, że po takich wydarzeniach w zawodników znad Wisły wstąpią nowe siły, ale rzeczywistość okazała się zgoła inna. Na serwerze do ostatniej rundy praktycznie niepodzielnie rządziła międzynarodowa piątka, doprowadzając tym samym do remisu w całej serii i przedłużając rywalizację o trzecią lokację.

Reprezentanci Virtus.pro najwyraźniej mieli problemy z wyrzuceniem z głowy niepowodzenia na drugiej mapie, bo na Inferno od samego startu byli jedynie tłem dla szalejących rywali. Polacy grający po stronie atakującej byli kompletnie bezradni, a o skali dominacji świadczyć mógł fakt, że polskim graczom w 11 rundach tylko dwa razy udało się w ogóle podłożyć bombę. Ekipa ze wschodu napędzaną świetną grą Alexeya "qikerta" Golubeva sukcesywnie powiększała swój dorobek i w pewnym momencie jej zaliczka wynosiła już 9 oczek. Promyczek nadziei dla Polaków pojawił się po zgarnięciu dwóch finałowych rund w pierwszej połowie oraz wygraniu pistoletówki po przerwie. Ale zaraz na serwerze zapanował prawdziwy chaos, bowiem najpierw udanego force'a zaliczyło AVANGAR, lecz po chwili tym samym odpowiedziało VP. Gracze kubena nie wytrzymali jednak presji i w kolejnej potyczce znów ponieśli porażkę. A ta była już gwoździem do trumny nadwiślańskiej formacji.

Po więcej informacji na temat samych rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej.