To był wyjątkowo udany wieczór dla polskiego CS-a. W drugiej rundzie drabinki wygranych play-offów ESEA Mountain Dew League Season 33 triumfy zaliczyły x-kom AGO oraz Sprout Pawła"dychy" Dychy. Wobec tego podczas ESEA Global Challenge o awans do Pro Ligi powalczy aż sześciu Polaków.

x-kom AGO 2:1 Nordavind
Mirage 12:16 Inferno 16:11 Dust2 19:15

Wygrana przez AGO pistoletówka zwiastowała udany początek gry w wykonaniu Jastrzębi. Rzeczywistość okazała się jednak zdecydowanie bardziej brutalna, bo wraz z wygraną w inauguracyjnej potyczce polska piątka zniknęła z serwera. Na nim przez kolejnych 10 rund rządzili rywale, którzy do bólu wykorzystywali grę po stronie atakującej. Nadzieje ekipy Damiana "Furlana" Kisłowskiego przywrócił dopiero zryw pod koniec pierwszej połowy. Dzięki niemu wynik do przerwy nie był jeszcze tragiczny, a i Polacy na tym nie poprzestali, tylko kontynuowali powrót także po zmianie stron. W końcu finaliści ESL Mistrzostw Polski dopięli swego i zrównali się dorobkiem z przeciwnikiem. Niemniej to by było na tyle z ich strony, bo ostatnie słowo na Mirage'u należało już do Nordavind, które sięgnęło po cenną wygraną.

Po krótkiej przerwie rywalizacja przeniosła się na Inferno będące wyborem AGO. Jak na swój pick przystało, zawodnicy znad Wisły prezentowali się naprawdę solidnie. Już po kilku minutach od rozpoczęcia rywalizacji po stronie naszych rodaków była widoczna przewaga, poparta również wyświetlanym wynikiem. Niemniej na dobrym początku się nie skończyło. Podopieczni Michała "miNIr0xa" Michałkowa dalej przeważali i po pierwszych piętnastu rundach prowadzili 11:4. Po przejściu do defensywy gra nieco się wyrównała. Rywale odpowiadali Polakom właściwie punkt za punkt, ale nie trzeba być wybitnym matematykiem, by dojść do wniosku, że taki układ odpowiadał graczom x-kom AGO. Właśnie w ten sposób nasza rodzima piątka sukcesywnie zbliżała się w stronę triumfu i w końcu go osiągnęła, wyrównując stan serii.

O wszystkim rozstrzygnąć miał więc Dust2. Decydująca lokacja nie przyniosła jednak takiego startu, jakiego oczekiwaliśmy. Nodavind przez długi czas było niemal bezbłędne w obronie, co pozwoliło na objęcie prowadzenia 8:1. Tak mocny cios mógł powalić zawodników x-kom AGO na łopatki, ale polski skład pokazał, że jest twardy i nawet tak nieprzyjemny obrót spraw go nie załamał. Koniec końców Polakom udało się wywalczyć całkiem nie najgorszy wynik do przerwy – tablica wskazywała już tylko 9:6 na korzyść konkurentów. Sprawy skomplikowały się po przegranej pistoletówce, ale ten fakt również nie podziałał demobilizująco na Jastrzębie. Nawet przy wyniku 11:15 nasi rodacy nie wywiesili białej flagi, tylko jeszcze mocniej wzięli do pracy, a to finalnie dało upragnioną dogrywkę. A w niej rozpędzeni Polacy dopięli swego i po znakomitym comebacku wygrali całe spotkanie.

CZYTAJ TEŻ:
QuickScope: Wisła All in! wylewa fundamenty pod swój projekt

Sprout 2:0 Japaleno
Inferno 19:16 Mirage 16:13 Vertigo

Sprout mimo porażki w pistoletówce zdecydowanie lepiej weszło w mecz, a to za sprawą wygranych aż sześciu następnych rund. Taki handicap już na starcie pozwolił na nieco rozluźnienia, ale tego wkradło się w szeregi międzynarodowej piątki zdecydowanie za dużo. Skrzętnie wykorzystał to rywal i w mgnieniu oka po przewadze ekipy Polaka nie było już śladu. Japaleno wypracowało zresztą minimalną zaliczkę przed drugą połową, którą powiększyło po udanym wznowieniu gry. Reprezentanci niemieckiej organizacji musieli więc spróbować innych rozwiązań taktycznych, a te wkrótce zaczęły się sprawdzać. W efekcie to dycha i koledzy delikatnie odskoczyli, ale nie byli w stanie postawić kropki nad i. Udało się to dopiero w dogrywce, która rozstrzygnęła losy pierwszej mapy.

Wygrana na Inferno pozwoliła formacji byłego gracza ARCY na złapanie wiatru w żagle. Ta zainaugurowała drugiego w kolejności Mirage'a czterema triumfami, ale po tym na kilka kolejnych rund oddała inicjatywę. Papryczki skorzystały z tego prezentu i przez pewien czas to one piastowały rolę liderów spotkania. Taki stan nie utrzymał się jednak zbyt długo, bo zaraz kolejny mocny cios zadało Sprout, tym razem zapewniając sobie skromny zapas przed drugą odsłoną gry. Jednak i po zmianie stron sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz przeważali jedni, raz drudzy. Najważniejsze w tym wszystkim, że w kluczowym momencie szalę na swoją korzyść przechylili dycha i koledzy, którzy popisali się znakomitym finiszem i zamknęli mapę rezultatem 16:13.

Po więcej informacji na temat europejskiej dywizji 33. sezonu ESEA Mountain Dew League zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po naciśnięciu na poniższy baner.