Batalia Astralis z Teamem Liquid w wielkim finale, jak za (nie tak) dawnych czasów. Tyle wspomnień związanych z pojedynkami tych dwóch drużyn, więc ich starcie o mistrzostwo Intel Global Challenge to będzie widowisko przez wielkie "W", prawda? No nie do końca. Choć momentami faktycznie były emocje, to CS-a na najwyższym poziomie oglądaliśmy tak naprawdę w wykonaniu tylko jednej drużyny. Liquid na każdej mapie rozpaczliwie goniło wynik, ale ani razu się to nie udało i w efekcie zamiast zapierającego dech w piersiach widowiska oglądaliśmy dość szybkie 3:0 w wykonaniu Duńczyków.

Astralis 3:0 Team Liquid
Inferno 16:11 Overpass 16:11 Dust2 16:10
Nuke Vertigo

Z początku jednak faktycznie zanosiło się na dość zacięte starcie pomiędzy obiema drużynami. Po wygranej pistoletówce przez Astralis rywale w mgnieniu oka wyrównali, ale później do głosu znów doszli Duńczycy. Liquid kilka minut później raz jeszcze wygrało, a nawet wysunęło się na jednopunktowe prowadzenie, ale nie cieszyło się z niego długo. Do końca pierwszej części spotkania zawodnicy TL zapunktowali jeszcze raz i to Astralis na przerwę schodziło z trzypunktową przewagą. Po zamianie stron przewaga ta rosła w zawrotnym tempie i w pewnym momencie na tablicy widniał już wynik 14:6. Liquid nie złożyło jednak broni i podniosło się z kolan, notując aż pięć wygranych z rzędu. Ostatni głos należał jednak do Astralis, które ustaliło wynik spotkania na Inferno na 16:11.

Nadzieje Liquid na szybkie wyrównanie rezultatu jeszcze szybciej legły w gruzach. Prawie każda próba wejścia północnoamerykańskiej piątki na bombsite kończyła się fiaskiem, o co szybko starali się Peter "dupreeh" Rasmussen i Nicolai "dev1ce" Reedtz. Sam ten duet w zdecydowanej większości wystarczał, by kolejne punkty lądowały na koncie Astralis. Tylko sporadycznie pozostała trójka Duńczyków była potrzebna, a jeszcze rzadziej Liquid odnosiło sukces. Dopiero w dziewiątej próbie Liquid zdołało podłożyć bombę i nawet wygrać rundę, ale przed przejściem do defensywy powtórzyło ten "wyczyn" jeszcze tylko raz. Rozpędzone Astralis próbowało szybko zdobyć bombsite w pierwszej rundzie w roli terrorystów, co nie było najlepszym wyjściem. Z czasem animusz Duńczyków przygasł i do głosu doszło Liquid, które zaczęło niebezpiecznie zbliżać się do rywali. Jednak na Overpassie powtórzył się scenariusz z Inferno – gdy na tablicy było 14:11, inicjatywę raz jeszcze przejęło Astralis i dopełniło dzieła zniszczenia, powiększając swoje prowadzenie w całym spotkaniu.

Dust2 był więc dla Liquid kluczowy, toteż potencjalna przegrana w pistoletówce mogła okazać się katastrofalna w skutkach. Na szczęście fanów po drugiej stronie Atlantyku to właśnie TL lepiej rozpoczął tę mapę, ale były to tylko miłe złego początki. Z ośmiu kolejnych rund północnoamerykański skład wygrał tylko jedną. Tym razem jednak nie czekał do zamiany stron na nagły zryw i jeszcze w pierwszej połowie zmniejszył dystans dzielący obie drużyny do zaledwie jednego oczka. Taki wynik mógł rozpalić na nowo nadzieję w sercach kibiców Liquid, ale po czterech wygranych Astralis po zamianie stron kibice ci na nowo wpadli w rozpacz. Po raz kolejny podopieczni Jasona "mosesa" O'Toole'a musieli gonić oponentów. Szanse Liquid w zasadzie na dobre pogrzebał dev1ce w 23. rundzie, zdobywając ace'a. Duńczycy szybko doprowadzili do punktu meczowego i tym razem domknęli wszystko przy wyniku 16:10.

Klasyfikacja końcowa IEM Global Challenge przedstawia się następująco:

1. Astralis 200 000 $
2. Team Liquid 100 000 $
3-4. BIG, Natus Vincere 50 000 $
5-6. FURIA Esports, Team Vitality 30 000 $
7-8. Complexity Gaming, Heroic 20 000 $