Są ekipy, którym zwabienie organizacji przychodzi łatwo. Osiągają dobre wyniki, są medialne, więc marki zazwyczaj się o nie zabijają. Są jednak również takie, które mają zaskakująco duże problemy z tym, by zwrócić na siebie uwagę kogoś na tyle zdeterminowanego, by był gotowy wyłożyć pieniądze na stół i zaoferować długoterminowy kontrakt. Na scenie międzynarodowej najbardziej jaskrawym przykładem tego typu zespołu są oczywiście Bad News Bears – piątka z Ameryki Północnej ma miejsce w ESL Pro League, wystąpiła w Kolonii na Intel Extreme Masters, a także regularnie pojawia się na innych prestiżowych imprezach pokroju DreamHacka Masters czy też turniejów RMR. A jednak organizacji znaleźć nie może. Niemniej nie musimy wcale zaglądać aż za ocean, bo i na naszym rodzimym podwórku funkcjonował do niedawna podobny twór.
Perypetie koguciej ferajny
Twór ten miał dźwięczną nazwę los kogutos i składał się z pięciu graczy, których nicki jeszcze do niedawna niczego przeciętnemu kibicowi nie mówiły. Jedynie Enzo był bardziej rozpoznawalny, bo miał na swoim koncie grę w Codewise Unicorns oraz Pompa Teamie, pozostali zaś – same anonimy. I właśnie te anonimy jesienią 2020 roku zaskoczyły wszystkich i awansowały do ESL Mistrzostw Polski kosztem m.in. Cyberwolves czy też wspomnianej Pompy. To pozwoliło Kogutom znaleźć niespodziewanie wsparcie w postaci koszykarskiego klubu PGE Turów Zgorzelec, któremu zamarzyły się esportowe podboje. – Jako klub chcemy dać szanse młodym zaistnieć w tym świecie i wspierać ich, by mogli rozwijać się bez żadnych zewnętrznych hamulców – zapewniali włodarze z Dolnego Śląska. I cóż, raczej się na swoich nowych podopiecznych nie zawiedli, bo ci bynajmniej nie byli w ESL MP chłopcami do bicia i finiszowali w czołowej ósemce.
W Polskiej Lidze Esportowej z kolei wygrali dywizję profesjonalną, dokładając do tego wszystkiego awans do ESEA Advanced. W obliczu tego wszystkiego przedłużenie współpracy wydawało się tylko formalnością, a tutaj klops – wraz z początkiem roku los kogutos znowu stali się bezdomni. Stan ten trwał kilka kolejnych miesięcy, aczkolwiek pod koniec marca 2021 pomocną dłoń do drużyny wyciągnęła kolejna debiutująca w CS:GO formacja, Team ESCA Gaming. Tym razem młody skład trafił na organizację bardziej doświadczoną i obeznaną, bo działającą już wcześniej na scenie League of Legends. Niemniej i tym razem kooperacja miała charakter krótkoterminowy. Był występ w ESL MP, był występ w PLE, oba zakończone w udany sposób, i... tyle. W maju drogi obu stron rozeszły się.
Miękkie i osobne lądowanie
W mniej niż rok Koguty zwiedziły więc dwie formacje, w międzyczasie rywalizując również pod swoim własnym tagiem, nigdzie jednak nie udało im się zagrzać miejsca na dłużej. Czyja to wina? Trudno wyrokować, bo nie znamy informacji z wewnątrz – być może to organizacje proponowały zbyt słabe warunki albo nie były w ogóle zainteresowane dalszą współpracą, a może to zawodnicy stawiali nierealistyczne żądania lub też byli trudni w obyciu? Opcji jest wiele, aczkolwiek odpowiedzi pewnie nie poznamy. Niemniej fakty są takie, że dobrze rokujący zespół, który obecny był przecież w najważniejszych krajowych rozgrywkach, a i w ligach ESEA radził sobie lepiej niż wielu rodaków, nie potrafił nigdzie zagrzać miejsca. Nie było stabilizacji, która przecież jest konieczna, by wejść na wyższy poziom. Owszem, brak pewności jutra może być motywujący, ale tylko do pewnego momentu – z czasem bowiem przerodzi się w rezygnację tudzież frustrację. W ten sposób rozpadało się już wiele ekip.
I rozpadły się także Koguty. Pół sukcesu, że większość członków tego ciekawego projektu znalazła finalnie bezpieczną przystań. Enzo wylądował w Izako Boars, maaryyy i tomiko spotkali się ponownie w Illuminar Gaming, zaś kRaSnaL niedawno pojawił się w składzie x-komu AGO na stronie ESEA. Jedynie darchevile nigdzie nie trafił i na ten moment brak plotek dotyczących jego osoby. Tak czy inaczej, zawodnicy los kogutos związali się z nie byle jakimi markami, tylko z przedstawicielami ścisłej krajowej czołówki, a to mówi samo za siebie. Tym większa więc szkoda, że drużyna ta nie dostała od nikogo prawdziwej szansy. Takiej, wiecie – pewny kontrakt, pewna wypłata, możliwości skupienia się na treningu i poprawie gry np. pod okiem trenera, którego także w zespole brakowało. To absolutne minimum, które powinni posiadać młodzi gracze, by móc się rozwijać. Tutaj tego minimum zabrakło i zamiast niego była niepewność.
Szkolenie następców
Może to właśnie jest problem, który po części przyczynia się do tego, w jakim miejscu jest nasza scena? Mamy przecież ogromną liczbę organizacji, które w polskim CS-ie obecne są od dawna i które w czasie swojego istnienia przemieliły już nieprawdopodobną liczbę składów. Żadna z nich jednak nie zdecydowała się zaryzykować i postawić na nowe nicki – zamiast tego w krajowym tierze 2 czy też 3 w dużej mierze obserwujemy rotację tymi samymi albo prawie tymi samymi nickami. Niewielu zbacza z utartej ścieżki, a efekt tego taki, że jako 38-milionowy kraj z ogromnymi esportowymi tradycjami nie potrafimy sklecić chociażby jednej ekipy zdolnej do rywalizacji na wyższym poziomie. Oczywiście są pewne promyki nadziei w postaci np. programów dla talentów czy też tworzonych właśnie akademii, o których pisałem przed tygodniem. Szkoda, tylko że tak późno, szkoda, że tak wolno – w tym czasie być może kolejne los kogutos, gdy nie widzimy, dopełnia swego żywota zbyt wcześnie.