CS:GO rodziło się w bólach

Wszystko zaczęło się od beta testów gry Counter-Strike w wersji Global Offensive, które trwały między grudniem 2011 a sierpniem 2012. W tym czasie przez CS:GO przewinęło się blisko 311 tysięcy osób, niemniej opinie wśród profesjonalistów były raczej mieszane. Nie wszystkim odpowiadały przenosiny z CS: Source lub też CS 1.6. Tym bardziej, że GO miało swoje problemy. Ale słowo się rzekło, gra się pojawiła, zaś jej start był w gruncie rzeczy dość przeciętny. Średnia graczy przez kolejne miesiące wynosiła zaledwie kilkanaście tysięcy osób, trudno było więc mówić o tym, by społeczność platformy Valve zachłysnęła się kolejną odsłoną legendarnej serii. Pojawiły się co prawda nowe bronie, odmienione mapy itp., ale to było za mało, by przekonać ludzi do siebie.

Istniała więc obawa, że Global Offensive może podzielić losy Source'a, który mimo usilnych prób nigdy nie osiągnął poziomu popularności 1.6. Z dzisiejszej perspektywy to czarnowidztwo wydaje się oczywiście śmieszne, gdy uświadomimy sobie, jak ogromne stało się CS:GO, ale w momencie premiery gry i krótko po niej nie było to takie oczywiste. Tak naprawdę Global Offensive po części uratował ten aspekt, który potem wielu znienawidziło. Chodzi oczywiście o aktualizację Arms Deal, która wprowadziła do CS:GO skórki do broni. To pozwoliło nadać Counter-Strike'owi nowego rozpędu, bo gracze, licząc na cenny drop, walili na serwery drzwiami i oknami. W Polsce zaś do wzrostu zainteresowania najnowszym CS-em przyczynił się oczywiście triumf Virtus.pro w Katowicach.

Counter-Strike wraca na szczyt

Potem lata mijały, a CS:GO radziło sobie ze zmiennym szczęściem. Do pewnego momentu produkcja i stworzona wokół niej esportowa scena bezustannie rosły i można było sądzić, że proces ten nigdy się nie zakończy. Niemniej peak pojawił się na początku 2017 roku, gdy średnia miesięczna graczy na serwerze przekroczyła magiczną barierę 400 tysięcy osób. Potem było już tylko gorzej i wydawało się, że Global Offensive dotarło do szklanego sufitu, od którego się następnie odbiło. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w 2018 roku. To wtedy deweloperzy zdecydowali się na ruch, który wydawał się oczywisty, czyli przejście na model free to play. To był strzał w dziesiątkę, który dał CS:GO kolejne życie.

Dzięki temu Counter-Strike w wersji GO nie tylko ponownie osiągnął próg 400 graczy jednocześnie, ale nawet do przekroczył, a następnie wydatnie poprawił swój wcześniejszy rekord. Wszak w maju 2023 na serwerach FPS-a od Valve średnio przebywało ok. 1,12 miliona osób! A to wszystko w momencie, gdy w grze od wielu miesięcy nie było nowej operacji, a Source 2 miał dopiero nadejść. – Szczerze mówiąc sądzę, że CS:GO będzie znacznie większe niż CS 1.6 – zapowiadała jeszcze w 2012 roku legenda CS-a, Emil "HeatoN" Christensen. Niemniej nawet Szwed nie spodziewał się raczej, do jakiego poziomu Counter-Strike: Global Offensive dotrze. Dziś gra obchodzi swoje 11. urodziny, prawdopodobnie ostatnie jako czynny tytuł. Wszak jeszcze w tym roku ma zostać zastąpiony przez CS-a 2.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn