5. Bin znakomicie unika wrogiego natarcia

A od czego lepiej zacząć niż od zagrania z wielkiego finału MSI 2024? W nim oczywiście, jak dobrze wiecie, zmierzyli się ze sobą mistrzowie Chin oraz Korei, czyli Bilibili Gaming i Gen.G Esports. Górą była ta druga ekipa, która wygrała 3:1. Niemniej sam pojedynek stał na bardzo wysokim poziomie i obie formacje zażarcie walczyły o to, aby z każdej możliwej sytuacji wyjść zwycięsko. Można zatem brać w ciemno to, że tego typu starcie było prawdziwą kopalnią świetnych zagrań.

I jednym z nich była akcja w wykonaniu akurat przegranego tego meczu – Chena "Bina" Ze-Bina. Toplaner BLG po raz kolejny zaczarował nas w wielu momentach i idealnym tego przykładem jest właśnie poniższy klip. Na niedługo przed wybiciem 20. minuty na zegarze 20-latek wszedł w szranki z przeciwnym górnoalejkowiczem – Kimem "Kiinem" Gi-inem. Grający Camille Chińczyk wygrał potyczkę, wymuszając na przeciwnym Zacu skorzystanie z umiejętności pasywnej. Wtedy jednak na miejscu zjawili się koledzy zawodnika Gen.G. Bin tym samym znalazł się w opałach, gdyż nie dość, że był całkowicie sam, to jeszcze miał niezbyt dużo zdrowia.

Ale nie chciał się poddać. Zaczął zwiewać przed przeciwnikami, lecz drogę zagrodził mu Son "Lehends" Si-woo, czyli MVP całego finału. I wtedy wydawało się, że kombinacja umiejętności wspierającego GEN położy kres ucieczce oponenta. Nic z tych rzeczy. Bin wydostał się z kontroli tłumu Blitzcranka i perfekcyjnie wyczuł Błysk nadciągającego Jeonga "Chovy'ego" Ji-hoona. Jakby tego było mało, to na miejscu zjawił się jeszcze także Kim "Peyz" Su-hwan, który rzucił włócznią Kalisty w stronę Chińczyka, lecz ta go nie sięgnęła. W ten sposób srebrny medalista MSI pomyślnie zakończył ewakuację.

4. Yike znajduje idealny podrzut

Na czwartym miejscu postanowiliśmy uplasować jednego z zawodników G2 Esports za jego występ w najlepiej rozegranej przez Samurajów serii tej edycji MSI. Chodzi o spotkanie drugiej rundy drabinki przegranych przeciwko Top Esports. Przypomnijmy, że mistrzowie LoL EMEA Championship sprawili wtedy ogromną niespodziankę, pokonując drugą siłę Chin. I to pokonując nie w byle jakim stylu, bowiem mecz ten to była pełna dominacja ze strony Rasmusa "Capsa" Winthera i jego towarzyszy. Ci wręcz zniszczyli TES 3:0.

Nas urzekło natomiast szczególnie zagranie z drugiej gry tego spotkania. W tej Europejczycy grali po prostu jak z nut. Dosłownie każdy element funkcjonował tak, jak powinien. Zawodnicy G2 działali pewnie i nie bali się próbować podejmować akcji. Wynikiem tego była właśnie bijatyka w 25. minucie. Wówczas w dolnej dżungli ekipy z Chin zgromadziła się cała dziesiątka graczy, aby stoczyć najprawdopodobniej ostateczny bój. I choć można było przypuszczać, kto go wygra, z racji tego, że Samuraje mieli o prawie 10 tysięcy złota przewagi nad oponentami, to jednak styl był wręcz fantastyczny. Genialnym wyczuciem popisał się dżungler formacji – Martin "Yike" Sundelin. Grający Rek'Sai Szwed znalazł ułamek sekundy, w którym przeciwnicy zgromadzili się blisko siebie i postanowił zaatakować. Używając Błysku, wyłonił się z podziemi i podrzucił aż czwórkę wrogów. Za Yikiem podążyli jego kompani, którzy wymazali przedstawicieli TES w mgnieniu oka.

3. BLG na MSI wraca z zaświatów

Wracamy jeszcze na moment do wczorajszego finału MSI. Jak wspomnieliśmy, wyciągnąć z niego można było naprawdę sporo ciekawych zagrań, ale jednak to, które zobaczycie poniżej, było najprawdopodobniej najlepsze. I to nie tylko z uwagi na samą akcję, ale też z uwagi na to, w jakim położeniu znajdowała się rozgrywka. W drugiej grze pojedynku GEN całkowicie rozbiło BLG, ale podczas tego kontrolowanego zwycięstwa pojawił się jeden moment grozy.

Tym była sytuacja z 33. minuty. Gen.G miało na swoim koncie o ponad 13 tysięcy funduszy więcej niż oponenci. Można sobie zatem łatwo wyobrazić, jak potężna była to dysproporcja. Niemniej gracze Bilibili zebrali się wtedy na ostatni zryw. Świetnym planem i jego wyegzekwowaniem popisali się Zhuo "knight" Ding i Bin. Środkowy sterował wówczas Orianną, natomiast toplaner, jak już wiecie, władał Camille. Koreańczycy nacierali na niebieską wieżę, a BLG naturalnie jej broniło. Okazało się, że agresorom zabrakło stworów, więc zdecydowali się wycofać.

Ale pozostawić tego tak nie chciała wspomniana wcześniej dwójka. Cała piątka z knightem i Binem na czele ruszyła w pogoń za oponentami. I wtedy właśnie zadziała się magia. Bin przypiął się do ściany i zaraz po tym wskoczył w przeciwników z przyczepioną do siebie kulką Orianny. Po znalezieniu się w środku szeregów wroga knight odpalił ulta, czego efektem było czteroosobowe ściągnięcie. Dzięki temu BLG wygrało walkę i mogło później zabrać się za odrabianie strat. Mogło, ale tego nie zrobiło, bo przewaga i tak była na tyle duża, że nawet tak fantastyczne zagranie nic nie zmieniło.

2. Faker kończy zabawę z G2 na MSI

Srebrny medal w naszym zestawieniu najlepszych akcji ostatniego tygodnia MSI 2024 ląduje na szyi Lee "Fakera" Sang-hyeoka. Po przeczytaniu nagłówka być może domyślacie się już, o jaką akcję chodzi. Gwoli ścisłości jednak pokrótce ją przedstawimy. Mowa tutaj o starciu T1 z G2 w ramach trzeciej rundy drabinki przegranych. Druga gra tej serii bez dwóch zdań była najbardziej wyrównana ze wszystkich trzech rozegranych. To właśnie w niej Samuraje mieli najlepszą okazję, aby złamać nieustraszonych wtedy Koreańczyków.

W 34. minucie zawodnikom G2 udało się odeprzeć atak T1 i to w niezwykłym stylu. Steven "Hans sama" Liv zdołał zdobyć quadra killa, eliminując rywali, którzy okładali Nexus mistrzów LEC. Budowli zostało dosłownie kilka punktów zdrowia, ale gra toczyła się dalej. Po tej akcji reprezentanci naszego regionu postanowili pójść po Barona. I była to najgorsza możliwa decyzja. Sytuację wykorzystał bowiem Faker, który użył teleportacji do stworów, które były blisko niebieskiej bazy. Mimo iż ekipa Capsa to zauważyła, to było za późno, aby się cofnąć. Midlaner T1 po prostu wjechał pod rdzeń kombinacją umiejętności Azira, sprzedał dwa ataki i zakończył grę.

1. Caps z fantastycznym wyczuciem

Mimo iż G2 nie udało się ostatecznie przejść do końcowych etapów MSI, to jednak zagrało naprawdę dobrze. Raczej wszyscy powinniśmy być dumni z tego, że Samuraje zdołali zakończyć turniej w top 4 klasyfikacji generalnej, a do tego w świetnym stylu pokonać Top Esports. I właśnie w ramach najlepszego zagrania końcowej kolejki wracamy ponownie do pojedynku z TES. Pragniemy wam bowiem pokazać, jakim geniuszem timingu i wyczucia jest Caps. Duńczyk w poniższej akcji zaprezentował dowód na to, że nie bez powodu jest uznawany za najlepszego zawodnika z Europy, jaki kiedykolwiek miał okazję grać w LoL-a.

Sytuacja miała miejsce na początku pierwszej gry serii. W 10. minucie na środkowej alejce Winther przepychał  falę stworów, widząc, że do bazy wraca Lin "Creme" Jian. Dlatego też midlaner G2 pozwolił sobie na nieco więcej swobody. Ale Chińczyk tylko na to czekał. Od razu przerwał recall i wjechał Azirem prosto w twarz Capsowi. Ten jednak w idealnym momencie skorzystał ze skoku Tristany, przez co przerzut ścianą Imperatora Pustyni nie zadziałał. Już to było zagraniem godnym pochwały.

To jednak nie koniec. 24-latek czmychnął do krzaka, gdzie był już Yike i wraz z nim postanowili jeszcze trochę podroczyć się z rywalami. Pech chciał, że Duńczyka trafiła włócznia Xina Zhao, którym sterował Gao "Tian" Tian-Liang. Wydawało się, że zgon Europejczyka to już formalność, po doskoku dżunglera TES. Caps natomiast ponownie ograł przeciwnika i to dwukrotnie na przestrzeni sekundy. Najpierw odflashował obrażenia z przyciągnięcia Xina, a później, gdy Tian sam skorzystał z Błysku, aby przeskoczyć ścianę, to dostał w twarz ultem Dumnej Kanonierki, który wypchnął go z powrotem za przeszkodę. W ten sposób Winther przeżył, a jedynym, który upadł w tej sytuacji, był Creme.


To już koniec zmagań w ramach tegorocznej edycji MSI. Po komplet informacji na temat turnieju zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru: