5. Fantastyczne pozycjonowanie Lighta
Na sam początek będziemy musieli cofnąć się jeszcze do etapu ćwierćfinałów Worlds 2024. Tak, wiemy, minęło już trochę od tego momentu. Niemniej podczas tej fazy rywalizacji także zdarzyło się wiele ciekawych sytuacji, o których warto by było wspomnieć. I jednym z nich bez dwóch zdań jest końcówka trzeciej gry serii pomiędzy Weibo Gaming a LNG Esports. Spotkanie to otworzyło tak naprawdę całe play-offy tegorocznych mistrzostw świata. Przed startem meczu przypuszczano, że to Smoki sięgną po zwycięstwo i awansują do półfinału rozgrywek. Ale WBG miało inne plany i znienacka wskoczyło na znacznie wyższy poziom, a w kluczowych chwilach było po prostu lepsze.
Idealnym tego przykładem jest walka na Baronie w 37. minucie wspomnianej potyczki. Wówczas wydawało się, że gracze LNG są już o krok od zdobycia punktu meczowego i dzieli ich od tego jedynie wygranie walki. Ale nic takiego nie miało miejsca. Czwarta siła Chin genialnie rozpracowała swoich rywali. Formacja Lee "Scouta" Ye-chana kompletnie się ze sobą nie zgrała, podczas gdy w szeregach Weibo Gaming wszystko zagrało idealnie. W efekcie po kilkunastosekundowej bitce WBG odwróciło losy starcia i ostatecznie wygrało tę grę, a nawet całą serię. Cała drużyna rozegrała tę akcję wzorowo, lecz na największą pochwałę zasługuje Wang "Light" Guang-Yu, który zachował zimną krew i doskonale rozłożył swoje zasoby tak, aby zgarnąć wszystko, co tylko się dało.
4. Xiaohu jednym kliknięciem odwraca losy starcia
Nie wykraczamy poza etap ćwierćfinałów Worlds 2024. Ba, nie odchodzimy nawet od tego samego spotkania, bo to właśnie w nim mieliśmy możliwość zobaczyć jeszcze jedną godną wyróżnienia akcję. Ta miała miejsce w tej samej grze, co powyższa, lecz we wcześniejszej jej fazie. Tym razem jednak show skradł midlaner Weibo Gaming – Li "Xiaohu" Yuan-Hao. Wiele osób kwestionowało użyteczność 26-latka podczas fazy Swiss i często nawet wskazywało go jako najsłabsze ogniwo drużyny. W ćwierćfinale jednak Chińczyk pokazał, że nadal trzeba się z nim liczyć, czego potwierdzeniem były właśnie tego typu sytuacje.
Zanim na zegarze wybiła dziewiąta minuta, to na górnej alejce LNG przymierzało się do zanurkowania po Chena "Breathe'a" Chena. Już wtedy jednak można było wyczuć potencjalne problemy, gdyż Chińczyk zbliżał się do przeobrażenia się w Mega Gnara. I faktycznie, po chwili rozwścieczony Yordle wskoczył w rywali na swojej dużej formie i próbował odwracać sytuację. Do tego wszystkiego dołożył się Lee "Tarzan" Seung-yong, który wypuścił konary Maokaia. To nie przeszkodziło Smokom w próbie dopięcia swego. Gamechangerem okazał się natomiast Xiaohu, który dobiegł do swoich kolegów i w momencie inicjacji przez oponentów użył ulta Orianny, trafiając całą czwórkę. I dzięki temu to Weibo Gaming zgarnęło trzy eliminacje, nie tracąc przy tym żadnej głowy.
3. Elk kontra reszta świata
Na najniższym miejscu podium wylądowała akcja z innego ćwierćfinału Worlds 2024, a konkretniej ze starcia Hanhwa Life Esports a Bilibili Gaming. Akcja, która była chyba jedną z najbardziej emocjonujących walk drużynowych całych mistrzostw świata. Trwała ona bardzo długo i do samiutkiego końca nie było wiadomo, kto wyjdzie z niej zwycięsko.
W 32. minucie czwartej gry wspomnianego pojedynku obie drużyny zgromadziły się przy leżu Barona, aby stoczyć o niego bój. Finalnie sam fioletowy potwór zszedł na drugi plan, a pomiędzy formacjami rozpętała się prawdziwa wojna. Początkowo lepiej na tym wychodziło BLG, ale po chwili HLE odwróciło i utrzymując się we trójkę na oparach zdrowia, musiało stawić czoła osamotnionemu Zhao "Elkowi" Jia-Hao. Ale chiński strzelec bynajmniej nie miał zamiaru się poddawać. Zaprezentował nam fantastyczny pokaz swoich umiejętności, gdzie w tak trudnej sytuacji zdołał zgładzić jeszcze dwójkę oponentów, zanim sam spotkał się z kostuchą. Koniec końców po tak wyniszczającej batalii na Summoner's Rifcie ostał się jedynie Han "Peanut" Wang-ho, lecz ten także miał dosłownie skrawek paska HP.
2. Faker pokazuje, że w najważniejszych momentach zawsze dowozi
Zostawiamy już natomiast poprzednie etapy Worlds 2024 w spokoju i przenosimy się do dania głównego – wielkiego finału pomiędzy T1 a Bilibili Gaming. Trzeba przyznać, że był to jeden z lepszych finałów w całej historii LoL-a. Był on bardzo zacięty i potrzebnych było aż pięć gier, aby wyłonić ostatecznego triumfatora. Tym, jak wszyscy dobrze wiemy, została ekipa Lee "Fakera" Sang-hyeoka. I sam 28-latek, mimo wielu wątpliwości, miał ogromny wkład w zwycięstwo swojej formacji, bo gdyby nie jego kilka znakomitych zagrań, to możliwe, że T1 wcale by nie obroniło mistrzostwa.
Na drugiej lokacie postanowiliśmy wstawić akcję z czwartej gry tejże serii. W okolicach dwudziestej minuty sytuacja była bardzo wyrównana. Chwilę wcześniej BLG odrobiło straty i wydawało się, że powoli może wskakiwać na fotel kierowcy. Ale legendarny midlaner nie miał zamiaru na to pozwolić. We wspomnianym momencie użył teleportacji do warda w przeciwnej dżungli i próbował zaskoczyć przeciwników, zachodząc ich od boku. I jego plan wyszedł idealnie, ale to głównie zasługa jego fantastycznych umiejętności. Grający Sylasem Faker najpierw ukradł ulta Rakana, użył go, a potem wskoczył prosto w dwóch carry drużyny przeciwnej. Dzięki temu kupił czas dla swoich kolegów, którzy podbiegli i dołożyli swoje ulty, czego efektem było wyeliminowanie zarówno Zhuo "knighta" Dinga, jak i Elka.
1. Faker jest po prostu nie do pokonania, a Keria jest cichym bohaterem
Najlepszym jednak zagraniem, bez dwóch zdań, było to, co wydarzyło się już podczas ostatniej potyczki wielkiego finału Worlds 2024. Niedługo po tym, jak Faker znakomicie zachował się w walce na środkowej alejce, gdzie wyłapał knighta, T1 popędziło po Barona. Od tej chwili już praktycznie jedynie chwila dzieliła ten zespół od ponownego zwycięstwa. Bilibili Gaming postawiło jednak wszystko na jedną kartę i zaryzykowało wejściem w Choia "Zeusa" Woo-je na górnej alejce.
Wydawało się, że jest to dobra decyzja. Toplaner T1 znajdował się daleko od swoich sojuszników, a BLG zgromadziło się w czwórkę na górze, aby upewnić się, że Zeus będzie martwy. Faker zauważył jednak, że jego sojusznik może mieć kłopoty i momentalnie do niego przyleciał ultem Galio. Mieliśmy zatem sytuację 2 na 4. A miało być nawet i 5, ale o tym za chwilę. Legenda LoL-a i MVP finału Worlds był natomiast na tyle wytrzymały, że wytrzymywał dzielnie napór obrażeń rywali. Co więcej, zdołał on nawet wykluczyć Elka, co wyeliminowało główne źródło obrażeń rywali. Ci ostatecznie posłali do grobu Zeusa, a Faker też był bliski śmierci, ale dzięki Zhonyi kupił sobie jeszcze moment. I ten moment okazał się wystarczający, gdyż w międzyczasie reszta jego ekipy przyszła go uratować, co się udało. Ostatecznie czwórka Chińczyków została posłana na deski, a Faker i jego kompania kroczyli pewnie po wrogi Nexus.
O co chodzi natomiast ze wspomnianą piątką? Podczas tamtej walki do całego ataku miał dołączyć jeszcze knight, który teleportował na miejsce z całkowicie innego miejsca na mapie. O dziwo zauważył to Ryu "Keria" min-seok, który w ostatniej chwili dobiegł do przeciwnika i przerwał mu ten Czar Przywoływacza ultem Poppy. I być może to właśnie było zagranie, które zaważyło o wyniku walki, a może nawet i całego meczu. Przez to jednak, że kamery nie pokazały tego heroicznego zagrania, mogło ono umknąć oku widza, a my postanowiliśmy zwrócić uwagę na postawę 22-letniego wspierającego T1.
Pełen zestaw informacji na temat Worlds 2024 otrzymacie w naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się, klikając poniższy baner: