5. Alvaro błysnął i po chwili zniknął
Na sam początek czeka nas jedna z akcji z niedzielnego meczu LEC pomiędzy Teamem BDS a Movistar KOI. Faworyt tego starcia był dość jasny do wskazania jeszcze przed jego rozpoczęciem. Hiszpańsko-kanadyjska ekipa radziła sobie lepiej w poprzednim etapie zmagań, więc trudno też było podejrzewać ją o ewentualne potknięcie się przeciwko BDS. I faktycznie, nic takiego nie miało miejsca, bo MKOI wygrało 2:0. Ale, ale, ale, wcale nie obyło się bez pewnych perturbacji. W drugiej odsłonie serii bowiem to zawodnicy szwajcarskiej organizacji prowadzili przez większość spotkania, lecz ostatecznie rywale zdołali odwrócić losy potyczki.
Pierwsza część gry jednak w pełni należała do Iliasa "nuca" Bizrikena i jego kompanów. Ci świetnie radzili sobie w większości walk, czego efektem było wiele eliminacji. Niemniej trzeba przyznać, że czasem Movistar KOI pomagało im w zdobywaniu zabójstw. Idealnym tego przykładem jest właśnie akcja z 13. minuty pojedynku. Wtedy Álvaro "Alvaro" Fernández del Amo miał sprytny plan, aby być może zaskoczyć oponentów, przeskakując swoich Hexbłyskiem do potrójnego krzaka na dolnej alejce. Nie spodziewał się jednak, że zastanie tam Doğukana "113" Balcıego. Ten zaczął przeszkadzać mu w ewentualnej ucieczce, podczas gdy jego kolega, Joel "Irrelevant" Miro Scharoll, biegł w jego stronę, aby usmażyć Rumble'em swoją ofiarę. No i jak można się było domyślić, hiszpański wspierający został spalony ogniem niemieckiego toplanera, otrzymując ważną lekcję.
4. Caps też się czasami myli (szok)
Rasmus "Caps" Winther to bezapelacyjnie najlepszy zawodnik, jakiego kiedykolwiek mieliśmy w LEC. Duńczyk od lat jest kluczową postacią G2 Esports, dzięki której organizacja ta mogła święcić triumfy. Ponadto midlaner Samurajów często też prezentuje się naprawdę przyzwoicie na międzynarodowych eventach, wypadając całkiem nieźle w pojedynkach z chociażby azjatyckimi środkowymi. To właśnie z tego najbardziej znany jest 25-latek – stabilność, innowacyjność i znakomite zrozumienie gry.
Zresztą w naszych zestawieniach także zdecydowanie częściej Caps pojawia się przy okazji playsów, aniżeli failsów. Nadszedł jednak dzień, w którym to właśnie musimy umieścić go na niechlubnej liście hańby. A to wszystko przez jego występ Aurorą w pojedynku przeciwko Fnatic. Obecny mistrz LEC miał naprawdę trudną grę tą postacią, bo nie dość, że bardzo często był obierany za cel przez Czarno-Pomarańczowych, to jeszcze zaliczał wpadki mechaniczne. Właśnie taka wydarzyła się w 41. minucie starcia, czyli w momencie, który mógł znaczyć wiele. Wtedy też na dolnej alejce Duńczyk wymieniał się ciosami z Óscarem "Oscarininem" Muñozem Jiménezem. Hiszpan go jednak dopadł, więc ten był zmuszony skorzystać ze swojego ulta. Po przeskoczeniu na drugi kraniec obręczy przypadkowo powrócił na poprzednie miejsce, ponownie wpadając w tarapaty. Tarapaty, z których już nie wyszedł, bo za moment rozprawił się z nim nadchodzący na miejsce Elias "Upset" Lipp.
3. Stend miał Mikyxa na tacy, a i tak nie trafił
Rzadko kiedy zdarza się taka sytuacja, że jesteś idealnie przygotowany na to, aby kogoś wyłapać, a mimo to nic się nie udaje. Do właśnie takiego wydarzenia doszło w zeszłą sobotę i to w pierwszym meczu play-offów LEC. Wtedy też rozegrało się starcie między Fnatic a Teamem Heretics. Faworyt był oczywisty i nic się w tej kwestii dziwnego nie stało. FNC pewnie triumfowało nad Heretics, przechodząc do drugiej rundy fazy pucharowej. Trzeba jednak przyznać, że kiedy zawodnicy TH robili takie rzeczy, jak na klipie poniżej, to łatwa wygrana brytyjskiej organizacji nie była niczym zaskakującym.
W siódmej minucie pierwszej gry trójka Heretyków przygotowywała zasadzkę na Mihaela "Mikyxa" Mehle. Niczego nieświadomy Słoweniec wszedł w krzak na górnej rzece, aby ubezpieczyć swoich kompanów zajmujących się w tym czasie Czerwiami Pustki. Nie wiedział jednak, że pozostaje na wizji, gdyż w buszu tym stał ward. W gąszczach nieopodal natomiast czyhało już na niego wrogie trio. Wystarczyło zatem tylko wydać rozkaz do ataku. Pierwszy za spust pociągnął grający Leoną Paul "Stend" Lardin. Francuz użył Błysku i rzucił swoim E w stronę przeciwnego supporta. Niestety, nie trafił. Co gorsza, od razu po tym dopadła go karma. I nie, nie chodzi tutaj o jedną z postaci, a po prostu o odgryzienie się za nieudaną inicjację. W Stenda odwrócił się Mikyx, trafiając go kokonem Elise, co niedługo później przeobraziło się w jego eliminację.
2. Botlane Karmine Corp nie daje sobie w kaszę dmuchać, część 1.
Karmine Corp to organizacja, która w kwestii poczynań w LEC zaliczyła ogromny glow-up. Porównując bieżący split do zeszłorocznych występów jest to niebo a ziemia. Potwierdzeniem tych słów jest chociażby to, że na ten moment KC od finału rozgrywek dzieli tylko jedno zwycięstwo. I trzeba też przyznać, że zespół ten po prostu bardzo dobrze się ogląda. Zawodnicy prezentują bardzo wysoki poziom indywidualny, a do tego świetnie się zgrywają. Oczywiście, najjaśniejszym elementem ekipy jest przyszły "zbawca" ligi, czyli Caliste "Caliste" Henry-Hennebert. O jego nienagannej dyspozycji przekonali się w zeszły weekend m.in. gracze Teamu Vitality.
Na początku pierwszej gry tej serii VIT miało plan, aby szybko usadzić wrogi botlane, wypracowując sobie wartościową przewagę. Dlatego też Linas "Lyncas" Nauncikas błyskawicznie zameldował się na dolnej alejce. Miał fantastyczną pozycję, gdyż zaszedł przeciwników od pleców. Wydawało się zatem, że ci mogą mieć ogromne kłopoty. Jak się jednak okazało, Caliste wraz ze swoim kompanem z linii są na tyle dobrzy, że z tak trudnej sytuacji wyszli jeszcze z eliminacją, a Pszczoły mogły sobie jedynie pluć w brodę.
1. Botlane Karmine Corp nie daje sobie w kaszę dmuchać, część 2.
Tak, to, co widzicie w nagłówku, to bynajmniej nie jest nasz błąd. Niemalże identyczna akcja, którą mieliście możliwość zobaczyć przed chwilą, wydarzyła się raz jeszcze, ale w innym meczu. Nie zmienili się natomiast ci, przeciwko którym prowadzono ostrzał. Tym razem mowa tutaj o poniedziałkowej bitwie z Movistar KOI. Sytuacja niczym odbita od kalki – znowu to duet francuskiej organizacji został zaatakowany przez rywali, znowu na początku gry i znowu wszystko zakończyło się fiaskiem agresorów.
Pojawiło się natomiast kilka różnic. Po pierwsze, w ataku udział brał tylko botlane MKOI bez wsparcia dżunglera. Po drugie, tym razem skutki tej inicjacji były jeszcze bardziej opłakane niż poprzednio. A to dlatego, że z kostuchą przywitali się zarówno Alvaro, jak i David "Supa" Martínez García. A jak do tego doszło? Sprawdźcie sami.
Wszystkie spotkania LEC 2025 Winter z polskim komentarzem będziecie mogli oglądać na kanałach Damiana "Nervariena" Ziai na Twitchu i na YouTube. Po więcej informacji na temat bieżącego splitu LEC zapraszamy do relacji tekstowej, w której znajdziecie się, klikając poniższy baner: