5. Jojopyun daje się wyłapać w kluczowym momencie (znowu)

Jeśli chodzi o graczy, którzy zdecydowanie nie dowieźli w ostatnim tygodniu LEC, to takich jest na pewno kilku. Co zaskakujące, w tym miejscu z dużą pewnością można wymienić Rasmusa "Capsa" Winthera. Największa gwiazda naszego regionu w finałowym starciu zagrała znacznie poniżej oczekiwań. To zdecydowanie nie był ten Caps, którego znamy chociażby z zeszłego roku. Midlaner G2 Esports to jednak niejedyny zawodnik, który w najważniejszych momentach nie dojechał. Tak można określić również środkowego Movistar KOI – Josepha "Jojopyuna" Joona Pyuna.

Oczywiście, oczekiwania wobec Kanadyjczyka były znacznie mniejsze, choć wielu fanów MKOI wiązało z jego transferem spore nadzieje. To on miał być tym agresywnym i pewnym siebie midlanerem, który doda zespołowi sporo firepowera. I faktycznie, na pewno go dodał, lecz razem z tym przyszły jeszcze całkowity brak ogłady i zero hamulców, co też nie jest najlepsze. Dlatego też właśnie sytuacje, jak ta poniżej, wydarzały się na porządku dziennym. W tej konkretnej Jojo w kluczowym momencie ostatniej gry serii przeciwko Fnatic z niewytłumaczonych przyczyn biegał po swoim lesie bez żadnej wizji w pobliżu i bez większego celu. Czarno-Pomarańczowi tylko czekali na taki prezent i momentalnie ukrócili go o głowę, co poskutkowało darmowym Baronem.

4. Canna był blisko, ale nie dał rady

Teraz pora na akcję, którą pewnie większość z was rozpatrywać będzie w kontekście niefarta, aniżeli stricte wpadki. Mówimy tutaj o sytuacji z drugiej gry półfinałowej batalii play-offów LEC pomiędzy Karmine Corp a Fnatic. Wtedy też dobry start zaliczało FNC, które było już jedną porażkę w plecy. Niemniej do kolejnej odsłony serii weszło z odświeżoną głową, co było widać po początkowych decyzjach. Na chwilę po wybiciu dwunastej minuty na zegarze przedstawiciele brytyjskiej organizacji przeważali nad rywalami o dwa tysiące sztuk złota, więc różnica była już w miarę zauważalna.

Zmniejszyć ten deficyt postanowił natomiast jeden z bohaterów minionego weekendu – Kim "Canna" Chang-dong. 25-latek był autorem dwóch najlepszych zagrań ostatniego tygodnia LEC (a przynajmniej w naszym mniemaniu). Wtop jako takich nie miał, choć ta poniższa na upartego może zostać do tego zaliczona. We wspomnianym momencie gry Koreańczyk zdecydował się pociągnąć za spust i spróbować zabić samemu przeciwnego toplanera. Wydawało się, że rzeczywiście mu się to uda. Óscar "Oscarinin" Muñoz Jiménez zaczął uciekać przed Azjatą, a ten z uporem maniaka go gonił. Finalnie nawet wskoczył po Hiszpana pod wieżę i to okazało się już krokiem za daleko. Oscar przetrwał na skrawku życia, a zawodnik KC został dobity przez pocisk budowli. Tak więc nie można uznać jego próby za udaną, gdyż ostateczny bilans był taki, że FNC zgarnęło eliminację, a KC straciło kolejny punkt.

3. Fiesta w wykonaniu Myrwna

A skoro już jesteśmy w klimacie toplanerów, to na najniższym schodku podium wylądował reprezentant Movistar KOI – Alex "Myrwn" Pastor Villarejo. Hiszpan, w porównaniu do jego sojusznika ze środkowej alejki, nie wypadł w pojedynku z Fnatic tak źle. Ba, można by nawet powiedzieć, że prezentował się całkiem okej. Miał swoje momenty i na pewno nie ciągnął swojej ekipy w dół. Niemniej przydarzyła mu się jedna wątpliwej jakości akcja, którą właśnie zobaczycie niżej.

W decydującej potyczce w okolicach 12. minuty doszło do niemałej bitwy pomiędzy obiema formacjami. W efekcie botlane MKOI musiał pożegnać się ze swoim życiem za głowę jedynie przeciwnego dżunglera. Kiedy pozostali uczestnicy bijatyki się rozeszli, to Myrwn jeszcze próbował coś upatrzeć. I upatrzył, bo niczego nieświadomy Oscarinin, który wracał na swoją linię, został napadnięty przez jego rodaka. Pastor Villarejo jednak przecenił nieco swoje możliwości, bo tankowaty Jayce jednak nieco obrażeń wytrzymał, a w międzyczasie na pomoc zdążyli przyjść mu jego pobratymcy.

Tym samym zawodnik Movistar KOI z agresora stał się ofiarą. Próbował jeszcze coś wskórać i chciał zabić chociaż Mihaela "Mikyxa" Mehle, lecz fatalnie użył swojego Błysku, przez co nie sięgnął Słoweńca. Koniec końców wspierającego FNC i tak udało się ubić, zanim Myrwn pożegnał się ze swoim życiem, a pomógł mu w tym wybuchowy kwiatek. Tak więc w zasadzie i gracz MKOI trochę napsocił, i Fnatic.

2. Karmine Corp chciało złapać za dużo srok za ogon

Znacie to uczucie, kiedy macie już tak dużą przewagę w meczu, że zdarza wam się chcieć trochę za dużo? Ogromna dysproporcja w złocie i zabójstwach często skutkuje pewnym rozluźnieniem albo podejmowaniem bardzo ryzykownych decyzji. Bo co może się stać? Najwyżej raz upadniecie i nie będzie to mieć znaczenia, prawda? W takim położeniu znaleźli się gracze Karmine Corp w półfinałowym pojedynku z Fnatic.

W ostatniej potyczce KC dominowało Czarno-Pomarańczowych i pewnie kroczyło po zwycięstwo. Jak widać, nawet profesjonaliści czasem stracą głowę i zaczynają robić bardzo dziwne rzeczy. Dokładnie tak można bowiem określić akcję z 19. minuty tejże potyczki. Wszystko zaczęło się akurat od dobrego zagrania w wykonaniu FNC, które wyłapało Caliste "Caliste" Henry-Henneberta. Momentalnie jednak gracze francuskiej organizacji chcieli się zemścić. I wydawało się, że bez problemu to im się uda. Zgubiło ich jednak to, że zamiast skupić się na jednym celu, to rozmienili się oni na drobne – tutaj trochę atakowali jednego, tu trochę drugiego. Tu już byli pewni, że jeden upadnie, więc priorytet przeszedł na bardziej oddalonego wroga.

W ten sposób Elias "Upset" Lipp, który miał już być dawno w grobie, zdołał jeszcze zabrać tam ze sobą Raphaëla "Targamasa" Crabbé. Co więcej, na miejsce zdążył przybiec już także Oscarinin, który uratował swojego wspierającego, zabijając wrogiego dżunglera i prawie rozprawiając się jeszcze z midlanerem. Tak więc z pewnie wygranej sytuacji wyszło w sumie na zero.

1. MKOI się podpaliło i zapłaciło za to najwyższą cenę

Dla nas jednak najbardziej rażącym błędem było to, co zrobiło Movistar KOI w pierwszej grze meczu z Fnatic. W 34. minucie doszło do walki drużynowej, z której górą wyszli gracze hiszpańskiej organizacji. Mieli przewagę liczebną, bo ich przy życiu zostało czterech, a po drugiej stronie był tylko Mikyx. Niemniej dwójka podopiecznych Tomása "Melzheta" Campelosa Fernándeza miała niezbyt dużo zdrowia.

MKOI poczuło jednak, że to jest ten moment, moment, w którym uda się zakończyć rozgrywkę. Dlatego też bez namysłu wspomniany kwartet zaczął napierać na wrogie struktury, błyskawicznie rozbijając jedną po drugiej. Zostały już tylko wieże nexusowe i sam rdzeń. Jojopyun i ekipa byli w gazie i ani myśleli o wycofaniu się, mimo iż rywale mieli się niebawem pojawić z powrotem na mapie. Do tego też skutecznie od planów odciągał ich Mikyx, odpychając falę stworów, a przy okazji też wysyłając Myrwna do grobu. I tym właśnie słoweński support kupił wystarczająco dużo czasu, bo jego koledzy zdążyli już wrócić z zaświatów, a siła ognia rywali okazała się być zbyt mała. Tak więc FNC zdołało wybronić bazy i po takim rozstrojeniu szeregów oponenta weszli na właściwą ścieżkę i odwrócili losy gry, finalnie ją wygrywając.