5. Nowi mistrzowie LEC już w półfinale pokazali, że coś potrafią

W miniony weekend ukoronowaliśmy nowych mistrzów LEC, którymi zostali gracze Movistar KOI. Reprezentanci hiszpańskiej organizacji zaskoczyli chyba wszystkich, pokonując najpierw Karmine Corp, a później G2 Esports. Swój pierwszy krok w stronę czempionatu wykonali, eliminując dotychczasowych mistrzów zmagań. Choć był to bardzo trudny i wymagający bój, to MKOI wytrzymało próbę czasu i nerwów i dotarło do szczęśliwego końca. Oczywiście hiszpańsko-kanadyjska piątka wszystko zawdzięcza samej sobie.

Zagwarantować sobie miejsce w finale udało się jednak głównie dzięki takim akcjom, jak ta poniżej. W ósmej minucie trzeciej odsłony serii przeciwko KC Movistar KOI świetnie zachowało się w jednej z walk. Na środkowej alejce doszło do niemałej sprzeczki pomiędzy trzema reprezentantami obu stron. Początkowo wydawało się, że Joseph "Jojopyun" Joon Pyun szybko pożegna się z życiem, co znacznie utrudniłoby wygraną w tej bijatyce. Kanadyjczyk jednak w ostatniej chwili uwolnił się od ataku Martina "Yike'a" Sundelina. I wtedy zaczęło się odwracanie sytuacji. Sporo czasu kupił Javier "Elyoya" Prades Batalla, co było kluczowe, bo na miejsce zdążył przybiec Álvaro "Alvaro" Fernández del Amo. 21-letni wspierający dał pokaz swoich umiejętności, wystawiając dwa zabójstwa dla Jojo.

4. Karmine Corp rozegrało idealny teamfight

Warto natomiast wspomnieć, że Karmine Corp nie oddało tego meczu bez walki. Panujący jeszcze wówczas mistrzowie LEC walczyli do ostatnich sił, aby pozostać w grze o obronę tytułu. O tym, że przedstawiciele francuskiej organizacji się nie poddali, świadczy m.in. poniższa akcja. W niej udowodnili, że mimo bycia przypartym do muru są w stanie się spiąć i szarpnąć.

Sytuacja, o której mowa, miała miejsce w czwartej grze półfinałowej serii. Była to gra, która została wygrana przez KC stompem, co mogło trochę dziwić, gdyż to właśnie ten zespół przegrał wcześniej dwie z trzech potyczek. W czwartej odsłonie pojedynku ulubieńcy Niebieskiej Ściany wrzucili wyższy bieg i rozjechali MKOI. Szczególną uwagę warto poświęcić akcji z 22. minuty. Wtedy drużyny zebrały się przy górnej alejce, aby zawalczyć o Atakhana. Początkowo mogło się wydawać, że to zawodnicy hiszpańskiego klubu zgarną wzmocnienie potwora. KCORP natomiast nie chciało oddać tego za darmo. No i nie oddało. Co prawda bestia na ubicie musiała chwilę poczekać, bo mistrzowie zimy najpierw zajęli się wrogami. Znakomicie rozegrali oni tę bitwę, gdzie wisienką na torcie był ult Lillii, którą sterował Yike. Szwedzki dżungler zdołał uśpić aż trójkę oponentów, co zaważyło na losach walki.

3. Jojopyun z arcyważnym trafieniem

Półfinał LEC to jednak była tylko przystawka, chociaż co poniektórzy mogliby powiedzieć, że to pierwsze ze spotkań było przedwczesnym finałem (zwłaszcza po ujrzeniu przebiegu niedzielnego meczu). W decydującej batalii jednak gracze Movistar KOI pokazali się z jeszcze lepszej strony. Ci regularnie prezentowali wysokiej jakości zagrania i mieli znacznie więcej tzw. clutch factoru.

Ostatnimi czasy dużo mówi się o małych rzeczach. I to właśnie z pozoru mała rzecz, która miała miejsce w pierwszej grze meczu pomiędzy G2 Esports a Movistar KOI miała prawdopodobnie ogromne znaczenie w końcowym rozrachunku. Mówimy tutaj o zagraniu Jojopyuna w 37. minucie. Był to moment, w którym prawdopodobnie wszystko miało się wyjaśnić. Samuraje desperacko starali się przerwać atak MKOI na smoka, który dawał duszę hiszpańskiej organizacji. I w pewnej chwili można było odnieść wrażenie, że podopiecznych Tomása "Melzheta" Campelosa Fernándeza uda się wypędzić. Wszystko dlatego, że Kanadyjczyk został bardzo mocno obity.

Wtedy też sprawy w swoje ręce chciał wziąć nie kto inny, jak Rasmus "Caps" Winther. GOAT LEC postanowił ruszyć w pogoń za ledwo żyjącym Jojo. Tym samym użył ściany Taliyah i pojechał w stronę zwiewającego oponenta. I wszystko by się udało, gdyby nie znakomity charm, którego rzucił sterujący Ahri Joon Pyun. To sprawiło, że Caps z agresora stał się ofiarą, bo Jojopyun jeszcze bardziej zwiększył dystans, a po głowę Duńczyka przybyli już Hiszpanie. I nie skończyło się to niczym innym, jak zgonem midlanera G2.

2. Myrwn ośmiesza dwójkę wicemistrzów LEC

Teraz pora na akcję, po której G2 Esports, nawet jeśli jeszcze nie musiało, to mogło już schodzić na przerwę. Czemu? Komu by przecież chciało się dalej grać grę, w której zostaje się tak dobitnie ogranym? Zwłaszcza jeśli to ty sam jesteś poniekąd inicjatorem całej sytuacji. Choć ani Sergen "BrokenBlade" Çelik, ani Caps ostatecznie z gry nie wyszli, to z pewnością nie chciało im się jej już dłużej grać.

Wszystko za sprawą tego, co zrobił im Alex "Myrwn" Pastor Villarejo. 21-letni toplaner Movistar KOI w 40. minucie zdecydował się pójść na górną alejkę, aby dopchnąć falę stworów. W krzakach czyhał na niego jednak BrokenBlade. Niemiec wykorzystał przewagę wizji i od razu zastosował łańcuch kontroli tłumu, jakim dysponuje Mega Gnar. Myrwn tym samym został obity do połowy HP. Sytuacja potencjalnie miała się jeszcze pogorszyć, bo na miejscu przybył Caps. I w dwóch na jednego Samuraje starali się ubić Hiszpana. Jak się okazało, bezskutecznie. Zawodnik MKOI odwrócił się w rywali, fantastycznie balansując między unikaniem a atakowaniem. Dzięki temu błyskawicznie posłał do grobu Capsa, a BB-iego zmusił do rychłego opuszczenia lokalizacji.

1. Alvaro uratował swój zespół w kluczowym momencie

Trzeba przyznać, że w finałowym starciu LEC Movistar KOI popełniało bardzo mało błędów. Gdybyśmy mieli liczyć pomyłki obu drużyn, to zdecydowanie więcej znalazłoby się ich po stronie G2. Nie oznacza to jednak, że MKOI byli całkowicie bez skazy – co to, to nie. Jedną z największych wtop było to, co zdarzyło się na górnej alejce 24. minuty gry numer dwa. Jak się natomiast okazało, można było to nazwać wtopą tylko do pewnego momentu.

Wówczas Samuraje tracili już bardzo dużo względem rywali, a my powoli mogliśmy przygotowywać się na drugie zwycięstwo Movistar KOI. Jak to jednak zazwyczaj z G2 bywa, zespół ten jest w stanie zrobić coś z niczego. I tak właśnie było wtedy. Wicemistrzowie LEC nieoczekiwanie zdołali zgładzić najpierw Jojopyuna, później Myrwna, a później jeszcze rozbić wieżę z łupem. I do tej pory było to fantastyczne zagranie w ich wykonaniu, co znacząco zmniejszyło dystans do rywali.

Fani Movistar KOI mogli wtedy przeżywać moment grozy. Na szczęście jednak w zespole znajduje się ktoś taki jak Alvaro. Zawodnicy G2 po świetnym zagraniu popełnili błąd i zamiast się wycofać, kontynuowali natarcie. W teorii mieli przewagę 5 na 3. Ale to ich zwiodło. Gdy zdawało się, że uda im się jeszcze zabić Elyoyę, wtedy cały na biało do akcji wkroczył wspierający MKOI. Ten zaskoczył rywali, flashując przez ścianę i ściągając ultem Rell aż czwórkę przeciwników. Dzięki tej fantastycznej inicjacji David "Supa" Martínez García mógł w pełni się wykazać i za darmo strzelać w oponentów. I momentalnie zdołał zgładzić aż trójkę z nich, później dokładając jeszcze głowę czwartego. Tym samym z akcji, która mogła zapoczątkować comeback G2, nie zostało nic.


Pełen zestaw informacji na temat zakończonego splitu LEC zapraszamy do relacji tekstowej, w której znajdziecie się, klikając poniższy baner:

LEC