5. Alvaro się zapędził
Na dobry początek zestawienia największych wpadek LEC zobaczymy akcję w wykonaniu świeżo upieczonego mistrza – Álvaro "Alvaro" Fernándeza dela Amo. Sytuacja miała miejsce podczas sobotniej bitwy przeciwko Karmine Corp, więc jeszcze na długo przed koronacją. Takie zagrania natomiast mogły dawać przede wszystkim nadzieje francuskim kibicom, którzy do końca wierzyli w sukces KC.
Wszystko miało miejsce w 18. minucie trzeciej gry serii pomiędzy Movistar KOI a KCorp. Na tamten moment gracze hiszpańskiej organizacji już wyraźnie prowadzili. Być może właśnie to było powodem dość lekkomyślnego zagrania w wykonaniu wspierającego organizacji. Alvaro był bowiem bardzo pewny siebie i to go zgubiło. 21-latek zdecydował się wskoczyć w rywali mimo tego, że nie znał do końca ich pozycji. Okazało się, że z jednego, albo maksymalnie dwóch wrogów, nagle zrobiło się ich pięciu. Sojusznicy Hiszpana natomiast lepiej wyczuli oponentów i stwierdzili, że zostawią swojego kumpla, a samemu zaczną wiać. Akcja ucieczka nie udała się natomiast Javierowi "Elyoyi" Pradesowi Batalli, który został złapany jeszcze przez Raphaëla "Targamasa" Crabbé. Tym samym z tak niepotrzebnej i z pozoru małej sprzeczki KC zgarnęło dwa zabójstwa i zmniejszyło deficyt w złocie.
4. Samuraje myśleli, że wyłapali Movistar KOI, ale się pomylili
Akcja, którą zobaczyliście przed chwilą, była jedyną z półfinału LEC, jaką zdecydowaliśmy się umieścić w naszym zestawieniu. Przechodzimy zatem do mięska, czyli ostatecznego starcia. W nim oczywiście Movistar KOI zmierzyło się z G2 Esports. Wynik tego spotkania zresztą już bardzo dobrze znacie i wiecie, kto został nowym mistrzem zmagań. Trzeba natomiast przyznać, że w niektórych momentach Samuraje trochę pomogli swoim oponentom w dotarciu do czempionatu.
Przykładem tego była sytuacja z przełomu 36. i 37. minuty pierwszej gry. Wówczas MKOI zdołało zgarnąć Duszę Smoczycy Hextechowej, co znacząco zwiększyło siłę rażenia. Przekonali się o tym Rudy "SkewMond" Semaan oraz Rasmus "Caps" Winther, którzy szybko pożegnali się z życiem. Pozostała trójka uciekała gdzie pieprz rośnie przed wkurzonymi wrogami. W pewnej chwili jednak trio wyczuło chyba, że Movistar KOI jest zbyt pewne siebie. Dlatego też postanowili się odwrócić. I na początku wydawało się, że była to dobra decyzja. Sergen "BrokenBlade" Çelik znalazł znakomitego ulta Gnarem, wbijając dwójkę rywali w ścianę. Szybko się natomiast okazało, że wspomniana już wcześniej moc graczy hiszpańskiej organizacji jest tak duża, że nawet w takim momencie to wystarczy. G2 więc za swoją próbę przypłaciło głową dwójki zawodników, podczas gdy po stronie MKOI nie upadł nikt.
3. Błąd GOAT-a LEC, który zapoczątkował comeback MKOI
Powyższa akcja to natomiast jeszcze nic, jeśli chodzi o "pomaganie" rywalom w zwycięstwie. Prawdziwy kryminał wydarzył się w czwartej potyczce finałowej serii LEC w 18. minucie. Przypomnijmy, że na tamtą chwilę G2 było już przyparte do muru i musiało wygrać obie gry, aby zdobyć mistrzostwo. I do wspomnianego momentu czwarta odsłona serii szła po myśli Samurajów.
Wtedy jednak fatalnie zachował się ten, któremu zdarza się to naprawdę rzadko. Mowa tutaj o Capsie. Najlepszy zawodnik, jakiego ma Europa, popełnił kardynalny błąd, który był zapalnikiem do powrotu do gry przez Movistar KOI. Była to chwila, w której G2 wyłapało Alvaro. Hiszpan natomiast uwolnił się z potrzasku w ostatniej chwili. Problem był zaś taki, że Caps zdecydował się kontynuować pogoń, ale już bez wsparcia swoich kolegów. I jak się okazało, była to fatalna w skutkach decyzja. Duńczyk został złapany w łańcuch kontroli tłumu a zaraz po tym błyskawicznie wymazany. Pokłosiem tego błędu był jeszcze zgon BrokenBlade'a i z kilku tysięcy złota przewagi skończyło się na remisie. A co było później, to już każdy wie.
2. Nie wiemy, co Elyoya miał na myśli
Żeby jednak nie było – nie tylko G2 miało momenty kompromitacji. Movistar KOI także ma swoje za uszami. Szczególnie w tej jednej grze, którą obecni mistrzowie LEC przegrali. Było to jedyne starcie, w którym można było czuć moc Samurajów. Ci niemal w pełni kontrolowali przebieg potyczki, pewnie krocząc po zwycięstwo. MKOI w pewnej chwili chyba nawet czuło już, że niewiele wskóra i powoli czeka już na rozpoczęcie gry numer cztery. A przynajmniej tak wnioskujemy po zagraniu Elyoyi.
Hiszpański leśnik ma świetną serię za sobą. Zresztą, za darmo tytułu MVP finałów się przecież nie dostaje. Akcja z 28. minuty była natomiast bardzo zastanawiająca, a my do teraz nie do końca wiemy, co reprezentant MKOI miał w głowie. W tamtej chwili gracze G2 zdecydowali się rozbić w końcu pierwszą ze środkowych wież. Z jakiegoś powodu Elyoya postanowił w pojedynkę spróbować obronić sojuszniczą strukturę. Tym samym wjechał E Poppy w środek rywali, a zaraz po tym skorzystał jeszcze ze swojego ulta. Problem był jednak taki, że po pierwsze ani jeden z jego kolegów nie był zainteresowany pomocą, a po drugie 25-latek nie trafił kompletnie nikogo ze swojego młota. Po takim popisie umiejętności G2 nie kazało mu długo cierpieć i momentalnie wysłało go na fontannę z szarym ekranem.
1. Nowy mistrz LEC w starym wydaniu
Od jakiegoś czasu mówi się o tym, że Joseph "Jojopyun" Joon Pyun w końcu się odblokował i nabrał trochę ogłady. Wydaje się, że Kanadyjczyk zrozumiał już, z czym to się je w Europie i poznał charakterystykę regionu. Dużo lepiej wie już, kiedy może zaatakować, a kiedy nie. Nic dziwnego więc, że zaprowadziło go to aż do mistrzostwa LEC. Na szczęście jednak 20-latek postanowił przypomnieć nam o jego początkach i w jednej z akcji dał takie show, że głowa mała.
Mowa tutaj o samym początku drugiej gry finałowej serii LEC. Jojopyun w tym starciu władał Galio. W trzeciej minucie potyczki był dość mocno męczony przez Ryze'a Capsa. Wspomóc swojego kumpla w trudnym czasie miał zamiar Elyoya. Duński midlaner jednak dobrze wyczuwał zagrożenie i trzymał spory dystans od krzaków, w których czyhał hiszpański leśnik. W pewnej chwili Jojo puściły nerwy i postanowił on zrobić coś szalonego. Na niskim poziomie zdrowia po prostu flashnął w przeciwnego midlanera, użył W i... się wywalił. Plan być może nie był aż tak głupi, bo chciał on kupić czas Elyoyi, aby ten zdążył dobiec na miejsce. Środkowy MKOI najwidoczniej zapomniał, że po drugiej stronie stoi prawdopodobnie najlepszy gracz w historii LEC i on na coś takiego się nie nabierze.
Pełen zestaw informacji na temat zakończonego splitu LEC zapraszamy do relacji tekstowej, w której znajdziecie się, klikając poniższy baner: