Są osoby, które mimo upływu lat nadal fascynują się futbolowymi klasykami. Ja do nich nie należę. Dziś mdli mnie na myśl o kolejnym meczu Realu Madryt z Barceloną. Dostaję spazmów, gdy słyszę ochy i achy na temat Der Klassiker. Nawet Wielkie Derby Śląska, gdy Ruch Chorzów jeszcze dychał, pozalepiany biurowym zszywaczem, by uniknąć wysypu wezwań o zapłatę zaległych pieniędzy, nie sprawiał, że szybciej biło mi serce. Być może to z uwagi na to, że nie mieszkam w Hiszpanii/Niemczech/na Śląsku, powiecie. I może będziecie mieć rację. Ja jednak wolę myśleć, że po prostu mi się ta cała pompa i fajerwerki (nierzadko niewspółmierne do poziomu widowiska na boisku) zwyczajnie przejadły. Podobnie zresztą swego czasu przejadły mi się pojedynki Astralis z Teamem Liquid, którymi w 2018 roku obrodziło aż zanadto. A dodatkowo były o tyle nudne, że lwią ich część wygrywali Duńczycy. Teraz jest jednak nieco inaczej – oba zespoły w 2019 nie grały ze sobą wcale tak często, a ponadto układ sił zdążył nieco się zmienić. I to jest w tym wszystkim najciekawsze.
Astralis wcale nie takie mocne
Myślisz rok 2018, mówisz Astralis – nie ma innej możliwości. Duńska piątka wpadła w ubiegły rok niczym pijany wujek na imprezę urodzinową bratanka – tu się pokręcili, tam pożartowali, zagarnęli ze stołu, co tylko się da, psując przy okazji wszystkim humory, i na końcu wyszli. Generalnie nie było co zbierać. – Naprawdę nie obchodzi mnie to, że inni chcą nas strącić ze szczytu. Wszyscy chcą to zrobić. To w żadnym stopniu nie zmienia naszego patrzenia na grę. Wiemy jak mamy mierzyć się z praktycznie każdym zespołem na świecie i, co oczywiste, dzięki temu pokonywanie ich i niszczenie jest za każdym razem coraz przyjemniejsze – mówił buńczucznie Emil "Magisk" Reif w wywiadzie udzielonym w grudniu 2018 serwisowi HLTV. Jak więc widać, Skandynawowie byli niezwykle pewni siebie. Z jednej strony mieli ku temu powody, z drugiej strony nie przysparzało im to sympatii, co i tak raczej w ogóle ich nie obchodziło. Nie dziwię się – gdybym przez rok wygrał 3,5 miliona dolarów, to też niewiele rzeczy by mnie interesowało. Warto też pamiętać, że nawet w 2019 podopieczni Danny'ego "zonica" Sørensena weszli fantastycznie, wygrywając katowickiego Majora. Wyglądało na to, że ich dominacja nigdy się nie skończy. A potem wszystko posypało się niczym plany szybkiej budowy trzeciej linii warszawskiego metra.
fot. StarLadder/Igor Bezborodov |
Po wakacyjnej przerwie Astralis wróciło do gry, ale jakieś takie jakby inne. Takie jakby mniej potężne. Takie jakby bardziej BLAST Pro Series. Bo początkowo tylko na zawodach z tego cyklu dane nam było oglądać ubiegłorocznych dominatorów. Z (oficjalnie) nieznanych nam przyczyn omijali oni za to inne prestiżowe turnieje, takie jak chociażby Intel Extreme Masters Sydney czy też DreamHack Masters Dallas. A gdy w końcu ekipie udało wyrwać się ze szponów RFRSH, to wcale nie było lepiej. Rozczarowujące występy na finałach Esports Championship Series i ESL Pro League, a potem przegrany w fatalnym stylu półfinał ESL One Cologne 2019 z Teamem Vitality. – To zwykłe wahania formy. Zawsze zalicza się wzloty i upadki, następnie zyskujesz nieco stabilizacji, a potem znowu obniżasz formę. Sądzę, że każdy przechodził przez coś takiego i obecnie w pewnym stopniu dosięgło to nas. Wierzę jednak, że możemy naprawdę szybko powrócić na szczyt. Wierzę, że możemy znowu odnaleźć stare dobre Astralis. Nie czuję, byśmy to zatracili. Po prostu jesteśmy teraz trochę mniej pewni w grze. Podczas naszych treningów widzę jednak przebłyski i widziałem je też podczas kilku ostatnich miesięcy – zapewniał jeszcze w czerwcu prowadzący zespołu, Lukas "gla1ve" Rossander.
Tyle teorii, a jak to wyglądało w praktyce już w Berlinie? Cóż, tak jak powiedział 24-letni IGL – były wzloty i upadki. Zaczęło się od pojedynku z DreamEaters, które zdecydowanie sprawiło Astralis więcej problemów, niż powinno. Gracze z Rosji przystąpili do pojedynku z niedawnymi liderami rankingu HLTV bez żadnych kompleksów i pod względem taktycznym momentami wcale nie prezentowali się gorzej od o wiele wyżej notowanego rywala. No ale Astralis ostatecznie wygrało 16:9, by dzień później gładko rozgromić G2 Esports. A potem znowu zgrzyt i porażka z NRG. I to taka porażka, która dla skandynawskiej formacji mogła być niczym cios obuchem w łeb, bo po wyrównanym Trainie (na którym oglądaliśmy aż 59 rund, także brawo dla tych, którzy w międzyczasie nie zasnęli) przyszła pora na zatrważająco jednostronnego Nuke'a. Tam podopieczni zonica zostali rozjechani aż 4:16 i marzenia o awansie musieli odsunąć na dzień następny. W nim też zresztą łatwo nie było, bo zawodnicy CR4ZY napsuli krwi oponentom, ale sił starczyło im tylko na dwie mapy, przez co trzecia rozegrana została już pod dyktando ekipy spod znaku krzyża nordyckiego. Niezależnie jednak od stylu, Magisk i spółka osiągnęli swój cel i pozostali w grze o obronę mistrzowskiego tytułu. Chociaż nie było już mowy, by ktoś przypiął im łatkę bezwzględnych faworytów.
Liquid wcale nie takie pewne
Tę jeszcze do niedawna lekką ręką przypinano Teamowi Liquid i w sumie nie można za to nikogo winić. Mówimy wszak o formacji, która wygrała sześć z siedmiu ostatnich lanów, na których przyszło jej zagrać (a podczas tego siódmego zdobyła wicemistrzostwo), a także w rekordowo krótkim czasie przygarnęła symboliczne złote sztabki za triumf w Intel Grand Slam. Na to osiągnięcie potrzebowała zaledwie dwóch miesięcy, bo dokładnie tyle czasu minęło między pierwszym a czwartym zwycięstwem na turnieju z tego cyklu. – Po wszystkich tych latach, w których trakcie ja i Nick (nitr0) byliśmy w tym zespole, wprowadzaliśmy wszystkie te zmiany, radziliśmy sobie ze wszystkimi problemami, w końcu w tym roku zaczęliśmy odnosić sukcesy. To wszystko sprawia, że wreszcie czujemy, iż było warto – nie krył wówczas radości Jonathan "EliGE" Jablonowski. I nie ma co mu się dziwić, bo przecież drużyna z Ameryki Północnej miała szansę na to, by wzbogacić swoją gablotę z trofeami już w 2018 roku. A raczej miałaby ją, gdyby nie natrafiła na Astralis. Wystarczy wspomnieć, że w ostatnich kilkunastu miesiącach Liquid aż sześciokrotnie musiało przełknąć gorzką pigułkę porażki w wielkim finale prestiżowego turnieju właśnie po meczu z duńskim składem.
fot. StarLadder/Igor Bezborodov |
W pewnym momencie zawodnicy zonica stali się prawdziwym koszmarem zespołu zza oceanu i można było odnieść wrażenie, że TL ma swego rodzaju kompleks Astralis. Nie zaskakuje więc fakt, że jeszcze na początku 2019 roku podopieczni północnoamerykańskiej organizacji mówili głównie o przełamaniu tego fatum. – Mamy w pewnym sensie nowy skład, doszedł Stewie. W zeszłym roku obawialiśmy się, że nigdy nie będziemy w stanie pokonać Astralis, ale teraz wiemy, że możemy tego dokonać. Musimy po prostu dalej pracować i nie zniechęcać się. Ja mimo tych wszystkich porażek jestem nawet szczęśliwy z uwagi na te wszystkie finały, do których konsekwentnie udawało nam się dostać. Wiele drużyn, zwłaszcza z Ameryki Północnej, nie było w stanie tego dokonać, jest to więc niesamowity sukces, który wspólnie osiągnęliśmy na przestrzeni całego roku. Co oczywiste, w tym roku chciałbym zdobyć najważniejsze trofea. Nie miałem ku temu okazji od czasu ELEAGUE dwa lata temu, więc naprawdę pragnę zwycięstwa. Możemy wygrać ten rok, więc po prostu to zróbmy! – jeszcze w styczniu zagrzewał swoich kolegów Keith "NAF" Markovic. I o ile efekty nie przyszły od razu, bo przecież to Skandynawowie wygrali Majora w Katowicach, tak, gdy się w końcu pojawiły, to przerosły najśmielsze oczekiwania.
Wracamy więc do punktu wyjścia – Liquid traktowane było jako główny i na dobrą sprawę jedyny kandydat do wygranej w Berlinie. Pozostała część czołówki targana była mniejszymi lub większymi problemami natury wszelakiej, więc wyglądało na to, że nawet opatrzność chciała zwycięstwa EliGE'A i jego kolegów. Ale co komu po opatrzności, gdy formacja z USA pojawiła się w stolicy Niemiec w tak wręcz nie pasującej do siebie formie? Nie do tego nas przyzwyczajono. Jakie więc było zdziwienie, gdy po wygranej z CR4ZY przyszły dwie porażki – najpierw z NRG, a potem, o dziwo, z AVANGAR! W tamtym momencie drużyna, która miała przecież roznieść całą stawkę z palcem w... powiedzmy, że nosie, znalazła się na skraju eliminacji. Co więcej, reprezentanci TL nie mieli już miejsca na błędy i musieli wygrać oba nadchodzące spotkania. – Jak można łatwo zauważyć, okres wakacji zwalił nas z nóg. Co widać, nasze umiejętności zniknęły w porównaniu do tego, co było wcześniej. Nawet nasza gra zespołowa i wszystkie fundamenty nie wyglądają tak, jak powinny – przyznawał rozczarowany NAF. Mimo wszystko jego skład dwukrotnie obronił się przed zakusami rywali i po dwóch zwycięstwach 2:0, najpierw gładkim nad North, a potem wymęczonym nad mousesports, przeczołgał się do fazy pucharowej.
Rzuć monetą i powiedz, kto wygra
W innym wszechświecie, w innych czasach, przy innej okazji mecz ten były idealnym kandydatem do wielkiego finału. Najlepsza drużyna 2018 roku kontra najlepszy zespół pierwszej połowy 2019 roku? Czy można wymyślić lepszy scenariusz na prawdziwy dreszczowiec, który do ostatniej chwili będzie trzymać nas w napięciu niczym ostatni odcinek Zbuntowanego Anioła? Owszem, można. Bo problem polega na tym, że już w piątek na serwerze nie pojawi się ani Astralis A.D. 2018, ani też Liquid A.D. 2019. Obie ekipy po okresie wycieńczającej wszystkich dookoła dominacji utraciły całą boskość i stały się po prostu zbieraniną dobrze strzelających ludzi. Zdolnych do świetnych akcji, prezentujących ładną dla oka grę zespołową, ale nadal ludzi. Gdzieś ten boski pierwiastek zaniknął w przeciągu ostatnich miesięcy, a długa przerwa od gry o punkty na pewno przyłożyła do tego rękę. Teraz nie będziemy się już zastanawiać, kto zachwyci nas bardziej, tylko z kim łagodniej obszedł się czas. Wyniki Fazy Nowych Legend pozwalają domniemywać, że z Astralis, bo przecież Duńczycy ponieśli w niej jedną porażkę mniej niż ich najbliższy rywal. Z drugiej strony warto pamiętać, że w minionych dniach gracze zonica nie mieli jeszcze okazji mierzyć się z teoretycznie tak poważnym przeciwnikiem. NRG, G2? Dotychczas to nie była ta półka.
fot. ESL/Bart Oerbekke |
– Wszystko zależy od tego, z kim przyjdzie nam się mierzyć. Czy będzie to trudny mecz, czy nie. Prawdopodobnie będzie to Liquid, co oznacza, że czeka nas ekscytujący pojedynek. Chcemy się na nich zemścić, dlatego też mam nadzieję, że będziemy gotowi. Jeżeli przystąpimy do spotkania pewni siebie i będziemy grać swoje, a ja sam będę miał dobry dzień pod względem prowadzenia, to uważam, że wygramy – zapewniał gla1ve nim jeszcze stało się pewne, z kim jego skład zmierzy się w ćwierćfinale. – Sami skomplikowaliśmy sobie sytuację, przegrywając tyle spotkań, dlatego też będziemy grać z naprawdę trudnym rywalem, jakim jest Astralis. Nie wydaje mi się, by oni też prezentowali się najlepiej, więc wszystko będzie zależeć od tego, kto będzie w stanie naprawić swoje błędy i zacznie wyglądać nieco lepiej. Uważam, że będziemy to my. Już teraz wyglądamy na nieco bardziej pewnych siebie, więcej nam wychodzi i jesteśmy o wiele bardziej komunikatywni. [...] Wszystko zaczęło iść ku lepszemu podczas ostatnich BO3 i sądzę, że to właśnie w dużej mierze będzie robić różnicę, dlatego musimy kontynuować to także podczas spotkania z Astralis i ogólnie w play-offach – to z kolei słowa EliGE'A, który również zdaje się pewny swego.
Na kim więc ciąży presja? Tak naprawdę na każdym. Powiedzmy sobie wprost – zarówno dla Astralis, jak i Liquid pożegnanie z Majorem już w pierwszej rundzie fazy pucharowej będzie tragedią. Mówimy tu przecież o czwartym i pierwszym zespole świata, o absolutnej czołówce, która od półtora roku nadaje ton całej scenie Counter-Strike'a. Jak zostało wspomniane, z powodzeniem mogłby one natrafić na siebie dopiero w decydującym pojedynku i gdyby były w formie, to zapewne stworzyłyby nam wspaniałe widowisko. A tak możemy się raczej spodziewać gry błędów i faktycznie wygra ten, kto popełni ich mniej. Może zabrzmi to trywialnie (i miało tak zabrzmieć), ale wszyscy dobrze wiemy, że w ostatnich dniach Duńczycy i gracze z Ameryki Północnej sobie nie żałowali i tych pomyłek z ich strony było naprawdę dużo. Zapytacie więc kto konkretnie wygra ten mecz? A nie wiem, rzućcie sobie monetą. Szansa na to, że wypadnie wam reszka, jest tak samo duża, jak na to, że poprawnie wytypuję wynik ostatniego ćwierćfinału. Bardzo chciałbym wiedzieć, ale nie wiem. Może więc, zamiast bawić się we wróżenie z fusów, po prostu usiądźmy w piątek o 18 i sprawdźmy, kto lepiej odrobił lekcję. A bez wątpienia i Astralis, i Liquid po Fazie Nowych Legend miały naprawdę sporo zadań domowych do odrobienia.
Mecz ćwierćfinałowy pomiędzy Astralis a Teamem Liquid zaplanowano na piątek 6 września na godzinę 18:00. Spotkanie to wraz z angielskim komentarzem obejrzeć będzie można na oficjalnym kanale StarLaddera na Twitchu, podczas gdy polska transmisja prowadzona będzie na kanale Piotra „izaka” Skowyrskiego. Po więcej informacji na temat StarLadder Major Berlin 2019 zapraszamy do naszej relacji, do której przejść można po naciśnięciu w poniższy baner: