Pięciu zawodników. Marzenie, by podnieść trofeum, na którym znajduje się pięć wizerunków Przywoływacza, symbolizujących każdego z nowych mistrzów. Niewiadomych jest zdecydowanie więcej niż pięć, ale do tej liczby postanowiłem ograniczyć moje pytania dotyczące zbliżającej się wielkimi krokami tegorocznej edycji Worlds. Na niektóre z nich spróbujemy znaleźć odpowiedź, ale ostateczną poznamy dopiero po starcie samych mistrzostw.

Czy istnieje życie w PCS-ie?

Druga odsłona mistrzostw świata w League of Legends, pierwsza dla drużyn z Chin, Korei oraz regionu LMS (Tajwan, Hongkong, Makau). W finale wygrywa reprezentant tego ostatniego, dając sygnał, że trzeba na niego zwracać uwagę w przyszłych edycjach. Sygnał niejasny, części ciała utknęły w wiatraku, a ekipy z LMS w fazie grupowej kolejnych edycji. Przez kilka lat region ten był traktowany na równi z EU LCS (obecnie LEC), NA LCS (obecnie… LCS), LPL oraz LCK. Nadaremnie – od sezonu 2016 żadna z drużyn z LMS nie była w stanie awansować choć do play-offów. Niewiele znaczyły dobre występy Flash Wolves na Mid-Season Invitational, bo na przestrzeni września i października ani Wilki, ani ich pobratymcy nie pokazywali wiele.

Lata mijały, a w kwestii LMS zmieniało się… niewiele (oprócz tego, że w letniej rundzie sezonu 2019 zagrało siedem drużyn zamiast ośmiu jak wcześniej). Riot razem z Gareną widząc nieporadność formacji z tej części świata postanowiły dokonać fuzji rozgrywek z LST, czyli ligą południowo-wschodniej Azji (dotychczas mającą jedną przepustkę na Worlds), aby podnieść poziom rozgrywek. I bum, tak powstało Pacific Championship Series, czyli w skrócie PCS, które zadebiutowało w tym roku. I choć udziału w tych zmaganiach nie wzięło Flash Wolves, to i tak większość czołowych slotów zgarnęły drużyny z dawnego LMS, a dwie z nich zakwalifikowały się na MŚ. A właśnie, warto wspomnieć, że z łącznie czterech slotów na Worlds (3 dla LMS i jeden dla LST) PCS otrzymało dwa.

Resztę musi sobie wywalczyć w ten sam sposób, co Wietnam pewien czas temu – dzięki dobrym występom na międzynarodowych turniejach. Czy się uda? Czy faktycznie fuzja okaże się trafnym wyborem? Worlds będzie pierwszym turniejem, który da odpowiedź na to pytanie po tym, jak tegoroczne MSI nie doszło do skutku. Ciut ciut odpowiedzi przyniósł Mid-Season Showdown z udziałem czołowych ekip z VCS i PCS, ale ponieważ drużyn z Wietnamu nie zobaczymy na Worlds, analizy z tego turnieju mogą powędrować do kosza, jeśli chodzi przynajmniej o próby porównania ekip z południowo-wschodniej Azji do innych regionów. Część graczy Machi Esports i PSG Talon ma doświadczenie w grze na mistrzostwach świata, co może być ich atutem, niemniej jeśli chodzi o reprezentowanie swojego regionu, muszą zaczynać niemal od zera. Zadanie to będzie szczególnie trudne dla drużyny działającej przy współpracy z francuskim klubem sportowym w związku z wymuszonymi zmianami ogłoszonymi tydzień temu.

Czy Rogue ma faktycznie przewagę dzięki BO1?

Wracamy z dalekich wojaży po Azji i zajmijmy się jedną z europejskich formacji. Dokładnie chodzi o Rogue, które po rozlosowaniu drużyn w fazie grupowej ma się czego obawiać. Łotrzyki trafiły do zbioru z JD Gaming oraz Damwon Gaming, czyli odpowiednio wicemistrzami Chin i mistrzami Korei Południowej. Zdaniem niektórych jednak nie wszystko stracone, bo zespół dwóch Polaków ma pewnego asa w rękawie, a mianowicie doświadczenie w formacie BO1.

Jest w tym ziarno prawdy, bo przecież mecze fazy zasadnicza zarówno w LCK, jak i w LPL rozgrywane są do dwóch zwycięskich potyczek na Summoner’s Rifcie, podczas gdy spotkania w grupach Worlds będą rozstrzygnięte po jednej wygranej. Ale przecież można sprawdzić, jak wyglądałaby pozycja Damwon i JDG, gdyby w regionalnych ligach grały one w BO1. I wcale nie przekłada się to na słabszą ich dyspozycję – obie te drużyny miały dokładnie taki sam bilans w BO3, jaki miałyby, gdyby każdy z meczów kończył się już po jednej potyczce. (13-3 dla JD i 16-2 dla DWG).

Idąc dalej, możemy dopatrzeć się innej rzekomej przewagi, ale tym razem po stronie drużyn z Azji. Jest nią gra w studiu – podczas gdy letnie splity LPL i LCK były rozgrywane już w arenie, Rogue swój ostatni oficjalny mecz offline rozegrało 7 marca. Tak długa przerwa, choć mogła wzmóc głód wygrywania, to mogła też sprawić, że gracze po powrocie do meczów w studiu mogą czuć się kapkę nieswojo. Tego zobaczyć byśmy nie chcieli, ale jeśli już mamy mówić o potencjalnych przewagach, to trzeba mieć na uwadze różne czynniki. A do kolejnego z nich przejdziemy za moment.

Walka Polaków z presją?

Jeszcze przed startem Worlds 2020 możemy śmiało powiedzieć, że ten rok był jednym z najlepszych (jeśli nie najlepszy) jeśli chodzi o sukcesy polskich drużyn i zawodników na profesjonalnej scenie League of Legends. Wystarczy spojrzeć na liczbę graczy znad Wisły na tegorocznych mistrzostwach świata – po raz pierwszy w historii aż czterech naszych rodaków, reprezentujących trzy różne formacje, powalczy o triumf na MŚ. Takich liczb nie udało się osiągnąć w żadnej poprzedniej odsłonie Worlds.

Spośród trzech dżunglerów wobec jednego nie powinniśmy mieć obaw. Mowa oczywiście o Marcinie "Jankosie" Jankowskim z G2 Esports, który niewiele ponad dwa tygodnie temu mógł cieszyć się z czwartego tytułu mistrza Europy. Już wkrótce przystąpi po raz czwarty do boju o mistrzostwo globu, który choć jak dotąd nie zakończył się podniesieniem trofeum, to zawsze zespół Jankosa docierał co najmniej do półfinału. Poprzeczka jest więc ustawiona bardzo wysoko, ale kto ma pokazać siłę Europy, jak nie G2?

Kto? A no może na przykład Fnatic, które choć po raz trzeci z rzędu musiało uznać wyższość Samurajów w finale europejskich rozgrywek, udowodniło, że miejsce w czołówce Starego Kontynentu należy mu się jak psu buda. W dżungli Pomarańczowo-Czarnych również znajdziemy Polaka, a jest nim Oskar "Selfmade" Boderek. Patrząc na play-offy LEC o dyspozycję 20-latka również powinniśmy być spokojni, choć trzeba mieć na uwadze, że będzie to jego pierwszy występ na arenie globalnej.

Trzecim z polskich dżunglerów jest Kacper "Inspired" Słoma z Rogue. O sytuacji Łotrzyków już trochę opowiedzieliśmy, ale pozycja, w której Rogue się znalazło, może paradoksalnie im pomóc. Pamiętacie może występ 7more7 Pompa Teamu na European Masters? Po czterech pierwszych porażkach brązowi medaliści Ultraligi nie mieli już szans na awans… i w tym momencie zaczęli wygrywać. Choć było za późno na walkę o play-offy, to Pompa pokazała, że nie jest tak słaba, jak mógłby o tym świadczyć rezultat pierwszego tygodnia. I trzeba pamiętać, że dla składu złożonego w większości z debiutantów na EUM sporą rolę odegrała presja. Podobnie sprawa ma się z Rogue, które już teraz skazywane jest na eliminację i na dobrą sprawę na Łotrzykach żadna presja nie spoczywa.

Reasumując: mamy trzech polskich dżunglerów w walce o mistrzostwo świata – weterana z wysoko postawioną poprzeczką, debiutanta, który znalazł się w stosunkowo łatwej grupie oraz młodziutkiego zawodnika, który już w swoim pierwszym Worlds będzie musiał zmierzyć się z trudnymi rywalami. Presja więc rozkłada się proporcjonalnie do wieku i doświadczenia zarówno tego zdobytego samodzielnie, jak i drużynowo. Każdy z polskich leśników może awansować do play-offów, ale podczas gdy niektórzy powinni, w przypadku innych może być to niespodzianka.

Do trzech razy sztuka?

W minioną niedzielę AGO ROGUE dało powody do radości wszystkim fanom znad Wisły, triumfując w finale European Masters i stając się tym samym pierwszą drużyną z Polski z mistrzowskim tytułem. Wcześniej o jedno BO5 od mistrzostwa było Illuminar i K1CK Neosurf, ale dopiero za trzecim razem mogliśmy radować się z sukcesu polskiej formacji. W jej przypadku sprawdziło się powiedzenie "do trzech razy sztuka". A jak będzie z Rasmusem "Capsem" Wintherem?

Dla wielu duński midlaner już teraz określany jest najlepszym europejskim zawodnikiem wszechczasów. Ja nie będę posuwał się tak daleko, ale nie jest dziełem przypadku, że na osiem rozegranych w Europie splitów Caps triumfował już sześć razy. W swojej gablocie nie ma jeszcze medalu za mistrzostwo globu, choć w ostatnich dwóch edycjach Worlds był o jedno BO5 od tej zdobyczy. I dwa razy został powstrzymany przez drużynę z Chin.

Czy tym razem będzie inaczej? Mając w pamięci problemy G2 Esports na przestrzeni letniego splitu możemy się zastanawiać, czy w ogóle Samurajowie dotrą do finału. Większość fanów zdaje się wierzyć nie tylko w to, ale też w ostateczny sukces G2. Jak będzie w praktyce, tego dowiemy się dopiero w październiku.

Warto jednak wspomnieć o jeszcze jednym asie w rękawach mistrzów Europy. Podczas wiosennej rundy LEC Caps grał na bocie, zaś Luka "Perkz" Perković wrócił na środkową linię. Nie mieliśmy okazji przekonać się, jakie efekty ta zamiana przyniosłaby na arenie międzynarodowej, ale biorąc pod uwagę, że w tym ustawieniu G2 również było w stanie zdobyć mistrzostwo Starego Kontynentu, może rozważyć ponowną roszadę, aby wyprowadzić rywali w pole.

Chiny następcą Korei Południowej?

Jak wspomniałem, Caps dwa razy był już w finale Worlds i za każdym razem musiał uznać wyższość drużyny z Chin. W roku 2018 lepsze było Invictus Gaming, w zeszłorocznej edycji zaś górą było FunPlus Phoenix. Mimo wielkich nadziei kibiców z Europy dwa razy musieli oni pogodzić się z porażką swoich ulubieńców, podczas gdy widzowie z Państwa Środka mieli okazję do świętowania.

Czy będą mieli trzecią z rzędu? Mimo że tym razem na Worlds nie zobaczymy ani iG, ani FPX, to już teraz w gronie faworytów do mistrzostwa wymienia się Top Esports i JD Gaming. Nie możemy zapominać też, że w tym roku reprezentacja LPL na MŚ składa się z czterech drużyn, więc matematyczne szanse tamtejszych ekip są nieznacznie większe (tym bardziej po zmniejszeniu ogólnej liczby uczestników) – z 12,5% (3/24) do 18,18% (4/22). Przepraszam, musiałem.

Ale zostawiając matematykę i wszelkie wyliczenia z boku – choć LPL zostało już wynagrodzone za ostatnie dwie edycje Worlds dodatkowym miejscem na MŚ, to wciąż nie ma na koncie tak wielu tytułów, co Korea Południowa. Przez lata to właśnie ekipy z LCK rządziły na mistrzostwach globu, lecz teraz rządy te przejęły Chiny. Czy LPL również będzie stanowiło absolutną hegemonię jak wcale nie tak dawno temu LCK? Jest na dobrej drodze ku temu, a trzecie mistrzostwo świata z rzędu (tym bardziej zakończone wynikiem 3:0) temu pomoże.

W artykule wykorzystano zdjęcia należące do Riot Games.


Tegoroczne mistrzostwa świata League of Legends startują już w ten piątek o godzinie 10:00. Od tego momentu wszystkie niejasności będą stopniowo rozwikływane, a pod koniec października nie będzie już żadnych pytań, tylko radość jednych i żal drugich. Po więcej informacji dotyczących Worlds 2020 zapraszamy do naszej relacji tekstowej: