Niedzielny wieczór upłynął pod znakiem Białej Gwiazdy. Wszak to właśnie Wisła All iN! Games Kraków zatriumfowała w wielkim finale jesiennej edycji ESL Mistrzostw Polski i po raz pierwszy w historii zdobyła tytuł najlepszej drużyny CS:GO w kraju. Była to więc idealna okazja, by ponownie porozmawiać z kapitanem Wiślaków. Grzegorz "SZPERO" Dziamałek opowiedział nam m.in. o słabym występie na własnej mapie, emocjach związanych z comebackiem na Inferno, a także uczuciach związanych z odzyskaniem mistrzostwa Polski po kilkuletniej przerwie. Zapraszamy do lektury!
Maciej Petryszyn: Na początek gratuluję zwycięstwa. Sam mecz nie był przecież łatwy i przysporzył wam sporo problemów, ale ostatecznie wszystko skończyło się dla was dobrze.
Grzegorz "SZPERO" Dziamałek: Dziękuję. Faktycznie mecz był szalony. Szczerze mówiąc, na pierwszej mapie dostaliśmy od HONORIS mocne lanie, ale na drugiej się odbiliśmy. A przecież tam początki też były bardzo trudne. Po obu stronach mieliśmy ciężki start i musieliśmy gonić wynik. Ale po tym, jak udało nam się wrócić po naprawdę trudnym boju, to poczuliśmy, że wygrana jest w naszym zasięgu.
Niemniej wszystko zaczęło się od Ancient, które w waszym wykonaniu wypadło bardzo słabo.
Generalnie gramy tę mapę dobrze. Mieliśmy na niej lepsze wyniki i czuliśmy się w starciu z HONORIS faworytem, bo oni niewiele tam tak naprawdę grali. Mieliśmy zresztą całkiem niezły rezultat po stronie terro, bo sześć rund na tej mapie to mimo wszystko przyzwoite osiągnięcie. W CT wygraliśmy też pistole i szczerze czuliśmy, że jesteśmy w stanie wrócić. Ale potem nagle przegraliśmy force'a i nas zdominowali. Nie mieliśmy już dobrych finansów i przez to uciekli nam z wynikiem, my z kolei nie byliśmy już w stanie się podnieść.
Wasza obrona kulała szczególnie. Nie udało wam się przełamać ekonomicznej przewagi ekonomicznej, którą HONORIS sobie zbudowało.
Tak, duże znaczenie miała tutaj druga runda. Chociaż nie mogę mówić tylko, że to my zaprezentowaliśmy się źle, bo HONORIS naprawdę fajnie grało. Przede wszystkim byli bardzo dobrzy indywidualnie i czuliśmy to, jak ładują nam heady.
Potem było Inferno. Inferno, które było wyrównane i przyniosło wiele emocji. Dla was też musiał to być prawdziwy rollercoaster.
Oj tak, to był bardzo duży rollercoaster. Pamiętam, że przy wyniku 7:13 na TS-ie czuć było już lekką niepewność u naszych zawodników. Ale staraliśmy się mimo to nadal zmotywować i gdy zgarnęliśmy pierwszą, drugą, a potem trzecią rundę, to znowu poczuliśmy to coś. Cóż mogę powiedzieć – cieszę się, że doprowadzaliśmy do dogrywki, bo przecież HONORIS miało trzy punkty meczowe, które udało nam się obronić. To na pewno podcięło im skrzydła, bo gdy przegrywasz mimo takiej przewagi, którą mieli, to na kolejnej mapie musisz czuć się już dużo gorzej.
Mieliście jednak spore problemy z fr3ndem, który niemożebnie was karał i ostatecznie zdobył około 40 fragów.
Szczerze mówiąc, nie zwróciłem jakoś szczególnie uwagi na to, kto nas tam statystycznie najbardziej karał. Możliwe, że faktycznie był to fr3nd, chociaż nie wiem. Ogólnie czuliśmy, że HONORIS gra dobrze, ale samego fr3nda jakoś szczególnie nie odczułem. Niemniej skoro miał tyle fragów, to faktycznie musiał nas karcić.
A to, że HONORIS starało się w dogrywce podejść do gry bardziej agresywnie, zaskoczyło was?
Pamiętam, że gdy po pierwszej połowie dogrywki wygrywaliśmy 2:1, to czuliśmy, że po stronie broniącej uda się nam to skończyć. Ale wtedy oni dwa razy zagrali dość agresywnie – raz weszli na B, innym razem szybko przeszli przez łącznik do CT. I to zaczęło nas niepokoić. Na szczęście znowu wróciliśmy, bo mieli przecież punkt meczowy, i w drugiej dogrywce wszystko ułożyło się po naszej myśli.
Ten powrót, zwłaszcza po przegranym w takim stylu Ancient, musiał od was sporo wymagać pod względem mentalnym.
Bardzo. Ale powrót na Inferno dał nam też dużego kopa i do Nuke'a podeszliśmy już z nastawieniem, że to jest nasz mecz. Czułem to u wszystkich zawodników. Wiedzieliśmy, że wygramy trzecią mapę.
Mimo wszystko Nuke był trudny do przewidzenia. I wy, i HONORIS mieliście już okazję grać na nim w półfinale i w obu wypadkach pokazaliście, że potraficie tam grać. Ale jednocześnie nie było pewności, kto gra lepiej.
Sprawa wygląda tak, że my na Nuke'u czujemy się mocni, ale HONORIS raczej też tak się czuje. Wiele razy mierzyliśmy się tam na różnych turniejach, dzięki czemu mieliśmy sporą wiedzę na temat tego, jak HONORIS ogólnie gra. Mieliśmy też na uwadze, że po Inferno muszą się czuć lekko podłamani. A my z każdą kolejną rundą nakręcaliśmy się coraz bardziej.
Na Nuke'u można było odnieść wrażenie, że w HONORIS trochę nie dojechał reiko. Wyłączenie go z gry było jednym z elementów waszego planu?
Ogólnie wydaje mi się, że reiko zagrał dziś poniżej swoich możliwości. Wcześniej, gdy przeciwko niemu graliśmy, to on naprawdę robił dużą różnicę. Było to zresztą też widać wczoraj w meczu z PACTEM. Nie wiem, czy miał gorszy dzień, czy to my na tyle dobrze zagraliśmy, że nie daliśmy mu się wykazać. Na pewno jednak trochę go brakowało. Ale muszę za to pochwalić starą gwardię, która naprawdę dobrze sobie radziła. Na Ancient mocno odczuliśmy grę TaZa czy NEO i na pewno jest to bardzo fajne.
U was z kolei ponownie z najlepszej strony pokazali się jedqr i Goofy, którzy już we wczorajszym półfinale z Anonymo byli mocnym punktem drużyny.
Tak, dzisiaj jedqr i Goofy zagrali bardzo dobrze, ale muszę też pochwalić Markosia, bo na Inferno uratował nam pod koniec dużo ważny rund. Niemniej Goofy, jeżeli chodzi o nasz zespół, to zdecydowanie najlepszy zawodnik na tym turnieju. Jednak generalnie chcę powalić wszystkich, bo naprawdę dali z siebie dużo. Każdy miał swoje ważne rundy, więc ogólnie jestem zadowolony z mojej drużyny.
Dla Wisły to pierwszy w historii tytuł mistrza Polski w CS:GO. Do tego zdobyty rok po tym, jak wymknął się wam finał z Illuminar. To musi być wyjątkowe uczucie – dać tak uznanej marce, jak Wisła, taki sukces.
Na pewno. Bardzo chcieliśmy zdobyć ten tytuł, tym bardziej że już wcześniej byliśmy blisko. To była dobra okazja, bo dużo trenowaliśmy, a do tego dochodził też IEM Katowice, który był motorem napędowym, by tu wygrać. Każdy przecież chce zagrać na IEM-ie, bo to możliwość zmierzyć się z najlepszymi drużynami świata. Co mogę powiedzieć – ja też się cieszę, bo dla mnie to zwycięstwo było ważne ze względów osobistych. Miałem już cztery mistrzostwa, ale też cztery lata przerwy od ostatniego z nich, więc chciałem sobie udowodnić, że nadal potrafię. I jestem bardzo szczęśliwy.
Na dobrą sprawę patrząc tylko przez pryzmat ESL Mistrzostw Polski, to jesteś jednym z najbardziej utytułowanych graczy w kraju.
Myślę, że jest kilku zawodników, jak rallen czy mouz, którzy wygrywali równie często. Ale zdecydowanie jest tego sporo i cieszę się, że po czterech latach udało mi się wrócić. I mam nadzieję, że nadal będę mógł bronić tych tytułów.
Teraz przed wami kolejne wyzwanie, czyli EPL Conference, gdzie powalczycie o slot w ESL Pro League. Uważasz, że stać was na to, by realnie powalczyć o awans mimo klasy rywali, którzy się tam pojawią?
Rywale będą trudni, ale nieraz mówiłem, że jesteśmy w stanie wygrywać z dobrymi drużynami. Ale miewamy też gorsze okresy i staramy się to wyeliminować, żeby grać stabilnie. Łatwo na pewno nie będzie, ale skoro już tam jesteśmy, to naszym celem jest wyłącznie awans.
A w przyszłym roku wspomniany już przez ciebie IEM Katowice i okazja, by odbić sobie wasz tegoroczny występ.
Tak, zdecydowanie. W tym roku też zagraliśmy na IEM-ie, ale to było tylko przez internet. Zresztą, mówiąc szczerze dostaliśmy ten awans trochę szczęśliwie dzięki problemom Illuminar. A teraz wywalczyliśmy go już tak naprawdę. W taki sposób, w jaki powinno się go wywalczyć. I cóż, na pewno damy z siebie tyle, ile tylko będziemy mogli. Chcemy dobrze reprezentować Polskę na tym turnieju, a na pewno lepiej niż ostatnio. Damy z siebie wszystko.